約 4,247,797 件
https://w.atwiki.jp/oper/pages/1517.html
AKT IV Późny wieczór, plac otoczony wierzbami. Po jednej stronie widzów drewniany kościółek wiejski z cmentarzem, po drugiej widać wystawę dworu, dalej chaty wiejskie, w głębi wzgórza i skały, między któremi wije się rzeka. SCENA l Jontek Sam schodzi z góry. Nieszczęsna Halka! Gwałtem tu idzie, Za małoż jeszcze krzywdy w jej biedzie! Ciągle na myśli panicz niewierny. Kiedy go z żoną tu obaczy, Umrzeć gotowa! O Jezu miłosierny! Niech Twoja dłoń Sierotę biedną uchowa! Ty chroń ją Panie, chroń! po chwili Żeby ją tam powstrzymali! Ja nie mogłem. SCENA2 Jontek i Dudziarz. W głębi sceny wchodzi na górę i zaczyna wygrywać wesoło. Jontek odwracając się nagle Hej dudziarzu! Skądże wraz Wesołegoście zagrali? Dudziarz Trzeba ślub powitać, kumie. Jontek kiwając ręką Jeszcze czas! Jakoś lepiej się rozumie, Gdy, dudziarzu, smętniej gracie. Dudziarz Zmienia piosenkę pytając. Po naszemu? Jontek Oj tak, bracie! Szumią jodły na gór szczycie, Szumią sobie w dal, I młodemu smutne życie, Gdy ma w sercu żal. Z innych ludzi do nikogo, Jeno do ciebie, niebogo! Oj Halino, oj jedyno, Dziewczyno moja! Już w dziecinne lata nasze, Jam do czarnych skał Szedł w przepaście, bym ci ptaszę Małe z gniazdka dał. Zawszem tobie najwonniejszych Kwiatów przyniósł z gór, Dal z odpustu najpiękniejszych Koralików sznur. Nie mam żalu do nikogo, Jeno do ciebie, niebogo! Oj Halino, oj jedyno, To wina twoja. Rośnie krzaczek! W drzewko rośnie, Wzrosłaś, jakby czar. Ach! Za tobą bym radośnie Wskoczył w ognia żar. Lata jakby wichry biega, Jak potoki mkną. Przybył panicz i dla niego Pogardziłaś mną. Nie mam żalu do nikogo, Jeno do ciebie, niebogo! Oj Halino, oj jedyno, Dziewczyno moja! SCENA 3 Ciż i Halka. Szybko zbiega z gór, wyrywając się góralom i góralkom, co ją wstrzymują. Jontek do niej żywo Ach! - Odejdź, Halko, nie zostawaj się! Halka z uporem Nie! Jontek chcąc ją uprowadzić Na to nie zezwolę. Halka Wyrywa się mu i siada na kamieniu. Oj zobaczysz mnie, sokole! Dudziarz daje znak, że weselny orszak zbliża się, wszyscy wieśniacy schodzą na scenę. SCENA 4 Ciż i Dziemba. Dziemba Dobrze, żeście tu gromadą! Przywitajcież mi rozgłośnie I pokłońcie się radośnie Młodej pani. Chór Przywitamy ją rozgłośnie, Pokłonimy się radośnie. SCENA 5 Ciż, Stolnik, Janusz i Zofia, Wchodzą po kolei. Ściemnia się. Stolnik wchodząc Jak się macie, dobrzy ludzie? Chór Dziękujemy jegomości! Janusz wchodząc Jak się macie, jak się macie? Chór Dziękujemy paniczowi. Janusz spostrzegłszy Halkę, na stronie Wielki Boże! Ona tu! Zofia wchodząc z druhnami Jak się macie? Kobiety Dziękujemy panieneczce, Dziękujemy pani! Dziemba do wieśniaków Cóż? Czy wam zdrętwiała gęba? Witać - jakby skamienieli! Jakem Dziemba, herbu Ziemba, Głośniej, bo wam... Wszyscy Powitamy ją weselej! Dziękujemy panieneczce, Dziękujemy pani! Zofia spostrzegając Halkę Cóż to za biedna, blada dziewczyna? Chór Blada dziewczyna? Zofia Z tą twarzą smutną, milczącą? Chór Z tą twarzą smutną, milczącą. Janusz na stronie Ha! Czy też jej nie poznała? Zofia Jakaż to biedna dziewczyna, Z tą twarzą bladą, cierpiącą? Ta twarz mi się przypomina, Ach! Pomnę - widziałam ją! Stolnik Jakaż to biedna dziewczyna, Patrz Dziembo! Z twarzą cierpiącą? Ta twarz mi się przypomina, Zda się, widzieliśmy ją! Janusz na stronie Ach! Żeby jej nie poznała! Drżę cały, lica mi bledną... Ach! Po com ujrzał tę biedną, Ach! Po com ujrzał tu ją! Jontek na stronie Poznała, pewno poznała! Patrzy na niego, o Boże! Może domyśli się, może Pogardą ukarze go! Janusz na stronie Ach! Żeby jej nie poznała! Drżę cały z wstydu i trwogi, Dręczą mnie łzy tej niebogi, Niegodnie uwiodłem ją. Chór Poznała, przecie poznała, O - biedne, biedne obiedwie! Porzucił jedną zaledwie, Wnet druga już kocha go! Halka Nad moją biedą, zlituj się, Boże! Osłoń ją, osłoń opieką Twą! Wszyscy prócz Janusza Głos obłąkanej woła do Boga! Osłoń ją, Panie, opieką Twą! Zofia do Janusza Pamiętasz? Wszak widziałam ją. Janusz zmieszany O tak - moja ukochana! Jak nie pamiętać tej twarzy? W oczach rozpacz obłąkana, Tak boleśnie widać marzy. Halka Jaśku! Jaśku! Janusz na stronie boleśnie Bóg potężnie karać umie Chwilowy błąd! po chwili Może Zofia nie zrozumie. Prędzej, prędzej Chodźmy stąd! Nie wiem - z tą biedną Jak radzić sobie! Halka Gołąbeczek siadł na grobie. Zofia Co tobie, mała, co tobie? Janusz nagląco przerywa Idźmy, idźmy do kościoła! Czas, ach czas! Już mrok dokoła. Zofia tuląc się z płaczem do ojca Ojcze! Smutek niespodziany, Serce moje żalem zmógł. Stolnik wzruszony Mąż przez serce twe wybrany, Niech wam szczęście zsyła Bóg! W orszaku weselnym, prócz Dziemby, Zofia z głową opartą na ramieniu ojca i Janusz wchodzą do kościoła. SCENA 6 Halka, Jontek, Dziemba i chór odprowadzając orszak ślubny. Chór Daj wam Boże, długie lata I pożycie złote! Niech wam samo szczęście splata Radość... Jontek na stronie I zgryzotę. Dziemba Kto tam odezwał się? Chór Nikt, nikt! Dziemba A więc dalej, spieszcie się! I parami, i wesoło, Państwa młodych zawrzeć w koło! I parami, i radośnie, Zaśpiewajcie nam rozgłośnie, Gdy powrócim... Chór Zaśpiewamy wam wesoło. Wszyscy prócz Halki i Jontka wchodzą do kościoła. SCENA 7 Halka, Jontek. Coraz ciemniej. Halka Oj wesoło, oj wesoło! Jontek Więc widziałaś, więc słyszałaś, Teraz więc przekonaj się! Halka przytomniej Gdzie mój sokół? Jaśko gdzie? Jontek Patrzaj - tam! wskazując na kościół Halka patrząc Ach! Wraca, pada na ziemię. Jontek staje blisko drzwi kościelnych, Jontek do Halki Przed ołtarzem stoją razem, Pleban czyta, oni z cicha Wtórzą za nim, a z wyrazem Każdym płacze panna młoda, A twój Jaśko się uśmiecha. Halka Oj, szkoda cię Jaśku, szkoda! I mnie szkoda. Ale czemu Jontku, dręczysz, męczysz mnie? Jontek nie zważając Teraz pierścień on jej dał, Ona pierścień dała jemu, Ale płacze, a on stoi Tak wesoły jak i stał. Halka Oj, żebyś, ty Jontku znał, Co się w sercu dzieje, tu. Aż się mówić człowiek boi. Jontek Już, już! Wbiega do kościoła. Halka Już. Chce biec, wtem słychać pieśń, która ją wstrzymuje. SCENA 8 Halka sama. Coraz ciemniej. Pieśń z kościoła Ojcze z niebios, Boże, Panie! Tu na ziemię ześlij nam Twoje święte zmiłowanie! Ojcze z niebios, Boże, Panie! Halka zrywając się nagle Ha! Dzieciątko nam Umiera, w chatce umiera. A matka tu, a ojciec tam! Dziecię wyciąga rączęta I miłosiernie spoziera. A matka tu, a ojciec tam! I ptak drapieżny pisklęta Karmi, otula i lula, A moje dziecię umiera! O mój maleńki! Któż do trumienki Ubierze cię? Spowije cię? Kto zakołysze Na śmierci sen? A serce gdzie? Hej - Jaśku, gdzie? A łzy te moje, te krwawe łzy, Ja zemszczę się, podpalę cię, Boś serce srodze zakrwawił mi. Bo matka ja - i żona twa Zabiję cię, słyszysz mnie ty? Biegnie w szale, zbiera chrust i słomę rozsypaną na placu, zrywa kilka gałązek wierzbowych i zapala u lampki przed kościołem. Chór z kościoła Boże mocny, Święty Boże, Nad Twym ludem zlituj się! Wszakże dłoń Twa wszystko może, Boże mocny, Święty Boże! Ach! Przez Syna Twego męki Naszej biedzie ulżyć chciej! Łzom pofolguj, ukój jęki, Boże wielki litość miej! Halka Ha! Ciska w rzekę zapalony pęk chrustu, który sycząc gaśnie, a sama z płaczem pada na kolana. Księżyc rozjaśnia błękit. Boże mocny! litość miej! Boże święty, dzięki Ci! po chwili z rezygnacją Jażbym cię zabić miała, mój drogi, Jaśka i pana mojego? Przebacz! Ach przebacz łzom twej niebogi, Śmierci dzieciątka naszego. O żyj szczęśliwy, żyj, choć nie dla mnie, Z tą piękną panią raduj się ty! I czasem tylko pomódl się za mnie, O Jaśku, Jaśku - błogosławię ci! Biegnie na górę i z okrzykiem ciska się w rzekę, SCENA 9 Jontek i wszyscy, co weszli do kościoła, prócz Dziemby i kilku drużbów, wybiegają. Jontek nie spostrzegłszy Halki, biegnie niespokojny z kilku góralami na skały. Jontek Halko, Halko, Boże! Nagle ciska się za nią do wody. Chór Już za późno, już za późno, Utonęła biedna już! Janusz, Stolnik i Zofia Kto utonął? Jontek zmoczony, zziajany, wnosząc trupa Halki z rozpuszczonymi włosami Halka! Janusz z krzykiem przeraźliwym Halka! Wbiega na skaty nad rzeką i ciska się do wody. SCENA 10 Ciż i Dziemba z kilku drużbami teraz dopiero wychodzą z kościoła. Dziemba do ludu Właśnie teraz nadszedł czas Państwu skłonić się wesoło, I zaśpiewać piosnkę wraz! Chór smutnie Zaśpiewamy ją wokoło! Widać na czółnie na rzece martwą Halkę, przy niej Jontek podaje rękę Januszowi, który się z wody wdziera na czółno. Zasłona spada. AKT IV Późny wieczór, plac otoczony wierzbami. Po jednej stronie widzów drewniany kościółek wiejski z cmentarzem, po drugiej widać wystawę dworu, dalej chaty wiejskie, w głębi wzgórza i skały, między któremi wije się rzeka. SCENA l Jontek Sam schodzi z góry. Nieszczęsna Halka! Gwałtem tu idzie, Za małoż jeszcze krzywdy w jej biedzie! Ciągle na myśli panicz niewierny. Kiedy go z żoną tu obaczy, Umrzeć gotowa! O Jezu miłosierny! Niech Twoja dłoń Sierotę biedną uchowa! Ty chroń ją Panie, chroń! po chwili Żeby ją tam powstrzymali! Ja nie mogłem. SCENA2 Jontek i Dudziarz. W głębi sceny wchodzi na górę i zaczyna wygrywać wesoło. Jontek odwracając się nagle Hej dudziarzu! Skądże wraz Wesołegoście zagrali? Dudziarz Trzeba ślub powitać, kumie. Jontek kiwając ręką Jeszcze czas! Jakoś lepiej się rozumie, Gdy, dudziarzu, smętniej gracie. Dudziarz Zmienia piosenkę pytając. Po naszemu? Jontek Oj tak, bracie! Szumią jodły na gór szczycie, Szumią sobie w dal, I młodemu smutne życie, Gdy ma w sercu żal. Z innych ludzi do nikogo, Jeno do ciebie, niebogo! Oj Halino, oj jedyno, Dziewczyno moja! Już w dziecinne lata nasze, Jam do czarnych skał Szedł w przepaście, bym ci ptaszę Małe z gniazdka dał. Zawszem tobie najwonniejszych Kwiatów przyniósł z gór, Dal z odpustu najpiękniejszych Koralików sznur. Nie mam żalu do nikogo, Jeno do ciebie, niebogo! Oj Halino, oj jedyno, To wina twoja. Rośnie krzaczek! W drzewko rośnie, Wzrosłaś, jakby czar. Ach! Za tobą bym radośnie Wskoczył w ognia żar. Lata jakby wichry biega, Jak potoki mkną. Przybył panicz i dla niego Pogardziłaś mną. Nie mam żalu do nikogo, Jeno do ciebie, niebogo! Oj Halino, oj jedyno, Dziewczyno moja! SCENA 3 Ciż i Halka. Szybko zbiega z gór, wyrywając się góralom i góralkom, co ją wstrzymują. Jontek do niej żywo Ach! - Odejdź, Halko, nie zostawaj się! Halka z uporem Nie! Jontek chcąc ją uprowadzić Na to nie zezwolę. Halka Wyrywa się mu i siada na kamieniu. Oj zobaczysz mnie, sokole! Dudziarz daje znak, że weselny orszak zbliża się, wszyscy wieśniacy schodzą na scenę. SCENA 4 Ciż i Dziemba. Dziemba Dobrze, żeście tu gromadą! Przywitajcież mi rozgłośnie I pokłońcie się radośnie Młodej pani. Chór Przywitamy ją rozgłośnie, Pokłonimy się radośnie. SCENA 5 Ciż, Stolnik, Janusz i Zofia, Wchodzą po kolei. Ściemnia się. Stolnik wchodząc Jak się macie, dobrzy ludzie? Chór Dziękujemy jegomości! Janusz wchodząc Jak się macie, jak się macie? Chór Dziękujemy paniczowi. Janusz spostrzegłszy Halkę, na stronie Wielki Boże! Ona tu! Zofia wchodząc z druhnami Jak się macie? Kobiety Dziękujemy panieneczce, Dziękujemy pani! Dziemba do wieśniaków Cóż? Czy wam zdrętwiała gęba? Witać - jakby skamienieli! Jakem Dziemba, herbu Ziemba, Głośniej, bo wam... Wszyscy Powitamy ją weselej! Dziękujemy panieneczce, Dziękujemy pani! Zofia spostrzegając Halkę Cóż to za biedna, blada dziewczyna? Chór Blada dziewczyna? Zofia Z tą twarzą smutną, milczącą? Chór Z tą twarzą smutną, milczącą. Janusz na stronie Ha! Czy też jej nie poznała? Zofia Jakaż to biedna dziewczyna, Z tą twarzą bladą, cierpiącą? Ta twarz mi się przypomina, Ach! Pomnę - widziałam ją! Stolnik Jakaż to biedna dziewczyna, Patrz Dziembo! Z twarzą cierpiącą? Ta twarz mi się przypomina, Zda się, widzieliśmy ją! Janusz na stronie Ach! Żeby jej nie poznała! Drżę cały, lica mi bledną... Ach! Po com ujrzał tę biedną, Ach! Po com ujrzał tu ją! Jontek na stronie Poznała, pewno poznała! Patrzy na niego, o Boże! Może domyśli się, może Pogardą ukarze go! Janusz na stronie Ach! Żeby jej nie poznała! Drżę cały z wstydu i trwogi, Dręczą mnie łzy tej niebogi, Niegodnie uwiodłem ją. Chór Poznała, przecie poznała, O - biedne, biedne obiedwie! Porzucił jedną zaledwie, Wnet druga już kocha go! Halka Nad moją biedą, zlituj się, Boże! Osłoń ją, osłoń opieką Twą! Wszyscy prócz Janusza Głos obłąkanej woła do Boga! Osłoń ją, Panie, opieką Twą! Zofia do Janusza Pamiętasz? Wszak widziałam ją. Janusz zmieszany O tak - moja ukochana! Jak nie pamiętać tej twarzy? W oczach rozpacz obłąkana, Tak boleśnie widać marzy. Halka Jaśku! Jaśku! Janusz na stronie boleśnie Bóg potężnie karać umie Chwilowy błąd! po chwili Może Zofia nie zrozumie. Prędzej, prędzej Chodźmy stąd! Nie wiem - z tą biedną Jak radzić sobie! Halka Gołąbeczek siadł na grobie. Zofia Co tobie, mała, co tobie? Janusz nagląco przerywa Idźmy, idźmy do kościoła! Czas, ach czas! Już mrok dokoła. Zofia tuląc się z płaczem do ojca Ojcze! Smutek niespodziany, Serce moje żalem zmógł. Stolnik wzruszony Mąż przez serce twe wybrany, Niech wam szczęście zsyła Bóg! W orszaku weselnym, prócz Dziemby, Zofia z głową opartą na ramieniu ojca i Janusz wchodzą do kościoła. SCENA 6 Halka, Jontek, Dziemba i chór odprowadzając orszak ślubny. Chór Daj wam Boże, długie lata I pożycie złote! Niech wam samo szczęście splata Radość... Jontek na stronie I zgryzotę. Dziemba Kto tam odezwał się? Chór Nikt, nikt! Dziemba A więc dalej, spieszcie się! I parami, i wesoło, Państwa młodych zawrzeć w koło! I parami, i radośnie, Zaśpiewajcie nam rozgłośnie, Gdy powrócim... Chór Zaśpiewamy wam wesoło. Wszyscy prócz Halki i Jontka wchodzą do kościoła. SCENA 7 Halka, Jontek. Coraz ciemniej. Halka Oj wesoło, oj wesoło! Jontek Więc widziałaś, więc słyszałaś, Teraz więc przekonaj się! Halka przytomniej Gdzie mój sokół? Jaśko gdzie? Jontek Patrzaj - tam! wskazując na kościół Halka patrząc Ach! Wraca, pada na ziemię. Jontek staje blisko drzwi kościelnych, Jontek do Halki Przed ołtarzem stoją razem, Pleban czyta, oni z cicha Wtórzą za nim, a z wyrazem Każdym płacze panna młoda, A twój Jaśko się uśmiecha. Halka Oj, szkoda cię Jaśku, szkoda! I mnie szkoda. Ale czemu Jontku, dręczysz, męczysz mnie? Jontek nie zważając Teraz pierścień on jej dał, Ona pierścień dała jemu, Ale płacze, a on stoi Tak wesoły jak i stał. Halka Oj, żebyś, ty Jontku znał, Co się w sercu dzieje, tu. Aż się mówić człowiek boi. Jontek Już, już! Wbiega do kościoła. Halka Już. Chce biec, wtem słychać pieśń, która ją wstrzymuje. SCENA 8 Halka sama. Coraz ciemniej. Pieśń z kościoła Ojcze z niebios, Boże, Panie! Tu na ziemię ześlij nam Twoje święte zmiłowanie! Ojcze z niebios, Boże, Panie! Halka zrywając się nagle Ha! Dzieciątko nam Umiera, w chatce umiera. A matka tu, a ojciec tam! Dziecię wyciąga rączęta I miłosiernie spoziera. A matka tu, a ojciec tam! I ptak drapieżny pisklęta Karmi, otula i lula, A moje dziecię umiera! O mój maleńki! Któż do trumienki Ubierze cię? Spowije cię? Kto zakołysze Na śmierci sen? A serce gdzie? Hej - Jaśku, gdzie? A łzy te moje, te krwawe łzy, Ja zemszczę się, podpalę cię, Boś serce srodze zakrwawił mi. Bo matka ja - i żona twa Zabiję cię, słyszysz mnie ty? Biegnie w szale, zbiera chrust i słomę rozsypaną na placu, zrywa kilka gałązek wierzbowych i zapala u lampki przed kościołem. Chór z kościoła Boże mocny, Święty Boże, Nad Twym ludem zlituj się! Wszakże dłoń Twa wszystko może, Boże mocny, Święty Boże! Ach! Przez Syna Twego męki Naszej biedzie ulżyć chciej! Łzom pofolguj, ukój jęki, Boże wielki litość miej! Halka Ha! Ciska w rzekę zapalony pęk chrustu, który sycząc gaśnie, a sama z płaczem pada na kolana. Księżyc rozjaśnia błękit. Boże mocny! litość miej! Boże święty, dzięki Ci! po chwili z rezygnacją Jażbym cię zabić miała, mój drogi, Jaśka i pana mojego? Przebacz! Ach przebacz łzom twej niebogi, Śmierci dzieciątka naszego. O żyj szczęśliwy, żyj, choć nie dla mnie, Z tą piękną panią raduj się ty! I czasem tylko pomódl się za mnie, O Jaśku, Jaśku - błogosławię ci! Biegnie na górę i z okrzykiem ciska się w rzekę, SCENA 9 Jontek i wszyscy, co weszli do kościoła, prócz Dziemby i kilku drużbów, wybiegają. Jontek nie spostrzegłszy Halki, biegnie niespokojny z kilku góralami na skały. Jontek Halko, Halko, Boże! Nagle ciska się za nią do wody. Chór Już za późno, już za późno, Utonęła biedna już! Janusz, Stolnik i Zofia Kto utonął? Jontek zmoczony, zziajany, wnosząc trupa Halki z rozpuszczonymi włosami Halka! Janusz z krzykiem przeraźliwym Halka! Wbiega na skaty nad rzeką i ciska się do wody. SCENA 10 Ciż i Dziemba z kilku drużbami teraz dopiero wychodzą z kościoła. Dziemba do ludu Właśnie teraz nadszedł czas Państwu skłonić się wesoło, I zaśpiewać piosnkę wraz! Chór smutnie Zaśpiewamy ją wokoło! Widać na czółnie na rzece martwą Halkę, przy niej Jontek podaje rękę Januszowi, który się z wody wdziera na czółno. Zasłona spada. Tekst libretta według wydania Gustawa Gebethnera i spółki, Warszawa 1860 Halka - wersja wileńska (1848). libretto Włodzimierz Wolski Moniuszko,Stanisław/Halka
https://w.atwiki.jp/oper/pages/1514.html
AKT I W mieście, w domu Stolnika. Boczna sala. W głębi troje wysokich drzwi szklanych, wychodzących na ogród, po jednej stronie widzów widać uchylone drzwi do sali balowej, po drugiej stół, przy którym goście, ucztujący ze Stolnikiem; Dziemba, krzątając się napełnia puchary. Z sali balowej, rzęsiście oświetlonej, inni goście wychodzą w parach poloneza i krążą po scenie. SCENA 1 Stolnik, Dziemba i chór gości. Dziemba Niechaj żyje para młoda, Przy zaręczyn tych obrzędzie! Wieczna miłość, wieczna zgoda W młodem stadle niechaj będzie! Wszak ci to się dwa klejnoty, Starodawnej godła cnoty, W jedno godło dzisiaj wiążą Pomian, panie, z Odrowążą! Chór Wiwat, Wiwat! - Para młoda! Ciągła miłość, ciągła zgoda, Niechaj nie opuszcza cię! Starodawne dwa klejnoty, Godła męstwa, godła cnoty, Chlubnie dziś jednoczą się. Dziemba i chór Spojrzyj na nich, aż drży dusza, Jaka u nich godność równa! Jak stworzona dla Janusza, Nasza Zofia Stolnikówna! Kilku z gości A oboje równi stanem, Jak urodą, tak i wianem. Niech im szczęście pasmo wije! Niechaj żyją! Niechaj żyje Cny Odrowąż z cnym Pomianem! Stolnik Panom braciom dzięki nasze! Ich życzliwość dobrze znam, Górą czasze! Zdrowie wasze! Kochajmy się! Chór Szczęście wam! Dziemba z chórem odchodzą, krzycząc jeszcze Niech żyje! SCENA 2 Stolnik, Zofia i Janusz wchodząc z sali. Janusz Pobłogosław, ojcze panie! Bo już cię tak nazwać śmiem. Zofia Twoja dobroć to wybrała, Co ją pieszczę w sercu mem. razem Pobłogosław ojcze panie! Oto prośba nasza cała. Stolnik Już serc waszych związek błogi Dawno moja chęć uznała. Zofia i Janusz Pobłogosław, ojcze drogi! Stolnik błogosławiąc Niech więc wola Twoja Panie, Ojcze z niebios, stanie się! Słychać za sceną śpiew. Jako od wichru krzew połamany, Tak się duszyczka stargała. Zofia Co to za glos? śpiew za sceną Gdzieżeś, ach gdzieżeś wianku różany, Gdzie w nim lilijko ty biała? Zofia Jaki stroskany! Januszu! Czy nie znasz go? śpiew za sceną Zabrał mi wszystko Jaśko, mój sokół, Zabrał mnie całą niebogę... Janusz zmieszany do Zofii Nie znam, nie wiem... na stronie Biedna dziewka! Cóż przywiodło tutaj ją? śpiew za sceną A ja go szukam, szukam naokół, A ja go znaleźć nie mogę... Stolnik Czyjaż w mym ogrodzie śpiewka O tej porze? Dziwne to! Janusz na stronie To głos Halki. Skąd ta dziewka Tu się zjawia z śpiewką tą? Może znowu obłąkana... Zofia O Januszu! Co to znaczy Ten śpiew żalu, śpiew rozpaczy? Stolnik A to śmiałość niesłychana! Chce iść do ogrodu, Janusz go wstrzymuje. Janusz wzruszony, do Zofii O tak! Drogi mój aniele! Tej piosenki dźwięk powiada Gdy nam radość i wesele, Dla niej smutek, dla niej biada! Głos niedoli znam, Ja zobaczę sam! Zofia do siebie Jakaż radość i wesele, Jakiż urok sercem włada! Że on dobry, że tak wiele Go obchodzi ludzka biada. Głos niedoli tam, Co zatęsknił nam. Stolnik Tej śmiałości już za wiele! Ale gdy to jęczy, biada! Oto wesprzeć ją wypada, Słusznie, słusznie! Nam wesele, A niedola tam! Idź zobaczyć sam! Odchodzi z Zofią, która z uwielbieniem spogląda na Janusza. SCENA 3 Janusz sam smutny i niespokojny Skąd tu przybyła mimo mej woli? To piekło ją chyba gnało. Choć żal jej tak boli mnie, boli... Lecz już za późno, już się stało, I serce inną ukochało... Ha! A może łzy niedoli Gdy ją ujrzę, uspokoję... A potem precz! Precz! Jej łez się boję. Czemu mnie w chwilach samotnych owych, Gdy serce tęskni, gdy serce wre, Twarz jej zabłysła z warkoczów płowych, Uśmiech czarowny z ust koralowych, Spod rzęsów długich źrenice dwie? Czemu się dusza nagle wzburzyła, Jak rzeka, kiedy wicher u fal? Co mnie sierota biedna zrobiła, Aby ją rozpacz wieczna dręczyła, Bym ja zgryzotą, dzielił jej żal? SCENA 4 Janusz i Halka, wchodzi nie widząc go początkowo. Halka Jako od burzy krzew połamany, Tak się duszyczka stargała. Gdzieżeś, ach gdzieżeś, wianku różany, Gdzie w nim lilijko ty biała? Zabrał mi wszystko Jaśko mój sokół, Zabrał mnie całą niebogę. A ja go szukam, szukam naokół, A ja go znaleźć nie mogę. Gdzieżeś, ach gdzieżeś, o mój sokole, Gdzie moje słonko na jasnem niebie? Jak kłos, rzucony na puste pole, Tak zwiędnę, umrę bez ciebie. Odwraca się i spostrzegłszy go, z okrzykiem radości biegnie do niego i chwyta za rękę. O panie! Mnie Jontek mówił, Mnie Jontek smucił, Żeś ty mnie zgubił, Żeś mnie porzucił... A ja cię widzę! Ja głowę tulę Do twojej piersi. I ty tak czule, Jak dawniej na mnie spoglądasz się. O mój sokole, o słonko me! Janusz na stronie Przeklęta chwila! Ach! Jak tu kłamać, Gdy łza jej każda tak dręczy mnie! do Halki Próżne twe płacze, cierpienia twoje! Ja ciebie zgubić, ja cię porzucić? Tylko się oddal. Nie chciałbym stryja, Gdyby mnie z tobą ujrzał, zasmucić! Nie bój się, nie bój! Wola niczyja Z mojego serca nie wygna cię! Halka w uniesieniu O mój sokole, o słonko me! Janusz z lekka się odsuwa Uspokój się, uspokój się! Ja cię zapomnieć, ja cię porzucić! Opuszczaj prędzej te miejskie mury, Czekaj za miastem, nad Wisłą tam, Gdzie krzyż na drodze, koło figury, Ja przyjdę wraz, ja przyjdę sam... A potem wnet powrócić nam Do naszych gór. - Tam znowu nam Szczęście i raj... Halka Powtarza za nim radośnie. ...Do naszych gór i znowu nam Szczęście i raj! Janusz Z kim przyszłaś tu? Halka nie zważając O mój sokole! Janusz Z kim przyszłaś tu? Halka nie zważając, coraz radośniej O słonko moje! O dobry panie? Znowuś ten sam! Janusz nagląc Oddal się stąd! Ja przyjdę tam! Halka O panie! Janusz Oddal się stąd! Ja przyjdę sam! Halka O panie Dobry! Zawsze kochasz mnie... Janusz Uchodź stąd, błagam cię! Halka Prawda? Już mnie nie porzucisz! Wrócisz w nasze góry, wrócisz, Sokole mój! Nad rzeczułką ja usiędę I tak tęskno czekać będę Aż przylecisz wraz. Wtedy będziem zawsze społem, Zawsze z tobą, z mym sokołem, Chyba śmierć rozłączy nas! Janusz niespokojny Tak! Ja cię już nie porzucę, Wrócę w nasze góry, wrócę, Aniele mój! Nad rzeczułką ty usiędziesz, I tak czekać, czekać będziesz, Aż powrócę wraz. Wtedy będziem znowu społem, Znowu z tobą, z mym aniołem, Chyba śmierć rozłączy nas! Przycisnąwszy ją do serca, wyprowadza do ogrodu, zamyka wszystkie trzy podwoje i zadumany idzie do sali. Goście zatrzymują go we drzwiach. SCENA 5 Janusz i goście. Jedni Gdzieżeś, gdzieżeś, panie młody? Hulać trzeba, kiedy gody! Janusz z przymusem Służę wam, służę... Drudzy obstępując go, ciszej W czepkuś zrodzon, panie bracie, Cudna Zosia, jakby skra. Janusz zadumany, podając im rękę Dzięki, dzięki! Kilku Winszujecie, rozprawiacie, A kapela gra i gra... SCENA 6 Ciż, Stolnik. Trzyma Zofię pod rękę. Dziemba z dzbanem srebrnym i jeden z gości, który trzyma w ręku olbrzymi roztruchan Zygmuntowski. We drzwiach od sali ukazuje się kilka kobiet. Chór w ukłonach do Stolnika Oj Stolniku! Spocząć czas! Waszmość nic nam nie folguje. Karmi, poi, podejmuje Po królewsku nas. Jeden z gości Wychyliwszy roztruchan, oddaje go Dziembie. Przezacnego domu zdrowie! Chór Oj Stolniku! Spocząć czas! Waszmość nic nam nie folguje. Karmi, poi, podejmuje Po królewsku nas. Drugi z gości do którego pił poprzedzający I przezacnej koligacji!... Stolnik Wzruszony, puszcza rękę Zofii, kłaniając się wszystkim od serca czapką. O mościwi mi panowie! W istnej błąka alteracji Moich wdzięków przedsięwzięcie, Że was tylu w tym momencie Rzuca splendor na mój domek! ze łzami Żeście tak do serca wzięli, Iż jedyny ów potomek Mego rodu po kądzieli, W moim, panie, wdowim stanie, Wkrótce ojca osamotni, Gdy połączy się z Januszem... Janusz i Zofia Chylą mu się do nóg. Ojcze drogi! Stolnik Podnosi ich. Córko moja, moje dzieci! do gości weselej Więc waszmoście, gdy ochotni, Prosim dalej z animuszem! ChórWiwat! Wiwat! Stolnik ochoczo A z młodzieży, kto mi wierzy, Kto mnie kocha, hop w obcasy! Do różańca i do tańca! Jak bywało w dawne czasy. Chór Wiwat! Wiwat! Dziemba z cicha do Stolnika Cny Stolniku! A dyć w sali, Jakby w łaźni tak siarczyście! Gdyby i tu popląsali! Stolnik Mój Dziembuniu, oczywiście! Dobrą radę Waść udziela! Dziemba we drzwiach sali Z mazowiecka! Rżnij kapela! Słychać muzykę z sali, grającą mazura; wpadają tańczące pary. Dziemba obchodzi z dzbanem, który mu służba napełnia, i z kielichem. Po każdym toaście słychać wiwat! Stolnik z Zofią i kilku gośćmi siadają. Janusz za nimi stoi zadumany. Zasłona spada. AKT I W mieście, w domu Stolnika. Boczna sala. W głębi troje wysokich drzwi szklanych, wychodzących na ogród, po jednej stronie widzów widać uchylone drzwi do sali balowej, po drugiej stół, przy którym goście, ucztujący ze Stolnikiem; Dziemba, krzątając się napełnia puchary. Z sali balowej, rzęsiście oświetlonej, inni goście wychodzą w parach poloneza i krążą po scenie. SCENA 1 Stolnik, Dziemba i chór gości. Dziemba Niechaj żyje para młoda, Przy zaręczyn tych obrzędzie! Wieczna miłość, wieczna zgoda W młodem stadle niechaj będzie! Wszak ci to się dwa klejnoty, Starodawnej godła cnoty, W jedno godło dzisiaj wiążą Pomian, panie, z Odrowążą! Chór Wiwat, Wiwat! - Para młoda! Ciągła miłość, ciągła zgoda, Niechaj nie opuszcza cię! Starodawne dwa klejnoty, Godła męstwa, godła cnoty, Chlubnie dziś jednoczą się. Dziemba i chór Spojrzyj na nich, aż drży dusza, Jaka u nich godność równa! Jak stworzona dla Janusza, Nasza Zofia Stolnikówna! Kilku z gości A oboje równi stanem, Jak urodą, tak i wianem. Niech im szczęście pasmo wije! Niechaj żyją! Niechaj żyje Cny Odrowąż z cnym Pomianem! Stolnik Panom braciom dzięki nasze! Ich życzliwość dobrze znam, Górą czasze! Zdrowie wasze! Kochajmy się! Chór Szczęście wam! Dziemba z chórem odchodzą, krzycząc jeszcze Niech żyje! SCENA 2 Stolnik, Zofia i Janusz wchodząc z sali. Janusz Pobłogosław, ojcze panie! Bo już cię tak nazwać śmiem. Zofia Twoja dobroć to wybrała, Co ją pieszczę w sercu mem. razem Pobłogosław ojcze panie! Oto prośba nasza cała. Stolnik Już serc waszych związek błogi Dawno moja chęć uznała. Zofia i Janusz Pobłogosław, ojcze drogi! Stolnik błogosławiąc Niech więc wola Twoja Panie, Ojcze z niebios, stanie się! Słychać za sceną śpiew. Jako od wichru krzew połamany, Tak się duszyczka stargała. Zofia Co to za glos? śpiew za sceną Gdzieżeś, ach gdzieżeś wianku różany, Gdzie w nim lilijko ty biała? Zofia Jaki stroskany! Januszu! Czy nie znasz go? śpiew za sceną Zabrał mi wszystko Jaśko, mój sokół, Zabrał mnie całą niebogę... Janusz zmieszany do Zofii Nie znam, nie wiem... na stronie Biedna dziewka! Cóż przywiodło tutaj ją? śpiew za sceną A ja go szukam, szukam naokół, A ja go znaleźć nie mogę... Stolnik Czyjaż w mym ogrodzie śpiewka O tej porze? Dziwne to! Janusz na stronie To głos Halki. Skąd ta dziewka Tu się zjawia z śpiewką tą? Może znowu obłąkana... Zofia O Januszu! Co to znaczy Ten śpiew żalu, śpiew rozpaczy? Stolnik A to śmiałość niesłychana! Chce iść do ogrodu, Janusz go wstrzymuje. Janusz wzruszony, do Zofii O tak! Drogi mój aniele! Tej piosenki dźwięk powiada Gdy nam radość i wesele, Dla niej smutek, dla niej biada! Głos niedoli znam, Ja zobaczę sam! Zofia do siebie Jakaż radość i wesele, Jakiż urok sercem włada! Że on dobry, że tak wiele Go obchodzi ludzka biada. Głos niedoli tam, Co zatęsknił nam. Stolnik Tej śmiałości już za wiele! Ale gdy to jęczy, biada! Oto wesprzeć ją wypada, Słusznie, słusznie! Nam wesele, A niedola tam! Idź zobaczyć sam! Odchodzi z Zofią, która z uwielbieniem spogląda na Janusza. SCENA 3 Janusz sam smutny i niespokojny Skąd tu przybyła mimo mej woli? To piekło ją chyba gnało. Choć żal jej tak boli mnie, boli... Lecz już za późno, już się stało, I serce inną ukochało... Ha! A może łzy niedoli Gdy ją ujrzę, uspokoję... A potem precz! Precz! Jej łez się boję. Czemu mnie w chwilach samotnych owych, Gdy serce tęskni, gdy serce wre, Twarz jej zabłysła z warkoczów płowych, Uśmiech czarowny z ust koralowych, Spod rzęsów długich źrenice dwie? Czemu się dusza nagle wzburzyła, Jak rzeka, kiedy wicher u fal? Co mnie sierota biedna zrobiła, Aby ją rozpacz wieczna dręczyła, Bym ja zgryzotą, dzielił jej żal? SCENA 4 Janusz i Halka, wchodzi nie widząc go początkowo. Halka Jako od burzy krzew połamany, Tak się duszyczka stargała. Gdzieżeś, ach gdzieżeś, wianku różany, Gdzie w nim lilijko ty biała? Zabrał mi wszystko Jaśko mój sokół, Zabrał mnie całą niebogę. A ja go szukam, szukam naokół, A ja go znaleźć nie mogę. Gdzieżeś, ach gdzieżeś, o mój sokole, Gdzie moje słonko na jasnem niebie? Jak kłos, rzucony na puste pole, Tak zwiędnę, umrę bez ciebie. Odwraca się i spostrzegłszy go, z okrzykiem radości biegnie do niego i chwyta za rękę. O panie! Mnie Jontek mówił, Mnie Jontek smucił, Żeś ty mnie zgubił, Żeś mnie porzucił... A ja cię widzę! Ja głowę tulę Do twojej piersi. I ty tak czule, Jak dawniej na mnie spoglądasz się. O mój sokole, o słonko me! Janusz na stronie Przeklęta chwila! Ach! Jak tu kłamać, Gdy łza jej każda tak dręczy mnie! do Halki Próżne twe płacze, cierpienia twoje! Ja ciebie zgubić, ja cię porzucić? Tylko się oddal. Nie chciałbym stryja, Gdyby mnie z tobą ujrzał, zasmucić! Nie bój się, nie bój! Wola niczyja Z mojego serca nie wygna cię! Halka w uniesieniu O mój sokole, o słonko me! Janusz z lekka się odsuwa Uspokój się, uspokój się! Ja cię zapomnieć, ja cię porzucić! Opuszczaj prędzej te miejskie mury, Czekaj za miastem, nad Wisłą tam, Gdzie krzyż na drodze, koło figury, Ja przyjdę wraz, ja przyjdę sam... A potem wnet powrócić nam Do naszych gór. - Tam znowu nam Szczęście i raj... Halka Powtarza za nim radośnie. ...Do naszych gór i znowu nam Szczęście i raj! Janusz Z kim przyszłaś tu? Halka nie zważając O mój sokole! Janusz Z kim przyszłaś tu? Halka nie zważając, coraz radośniej O słonko moje! O dobry panie? Znowuś ten sam! Janusz nagląc Oddal się stąd! Ja przyjdę tam! Halka O panie! Janusz Oddal się stąd! Ja przyjdę sam! Halka O panie Dobry! Zawsze kochasz mnie... Janusz Uchodź stąd, błagam cię! Halka Prawda? Już mnie nie porzucisz! Wrócisz w nasze góry, wrócisz, Sokole mój! Nad rzeczułką ja usiędę I tak tęskno czekać będę Aż przylecisz wraz. Wtedy będziem zawsze społem, Zawsze z tobą, z mym sokołem, Chyba śmierć rozłączy nas! Janusz niespokojny Tak! Ja cię już nie porzucę, Wrócę w nasze góry, wrócę, Aniele mój! Nad rzeczułką ty usiędziesz, I tak czekać, czekać będziesz, Aż powrócę wraz. Wtedy będziem znowu społem, Znowu z tobą, z mym aniołem, Chyba śmierć rozłączy nas! Przycisnąwszy ją do serca, wyprowadza do ogrodu, zamyka wszystkie trzy podwoje i zadumany idzie do sali. Goście zatrzymują go we drzwiach. SCENA 5 Janusz i goście. Jedni Gdzieżeś, gdzieżeś, panie młody? Hulać trzeba, kiedy gody! Janusz z przymusem Służę wam, służę... Drudzy obstępując go, ciszej W czepkuś zrodzon, panie bracie, Cudna Zosia, jakby skra. Janusz zadumany, podając im rękę Dzięki, dzięki! Kilku Winszujecie, rozprawiacie, A kapela gra i gra... SCENA 6 Ciż, Stolnik. Trzyma Zofię pod rękę. Dziemba z dzbanem srebrnym i jeden z gości, który trzyma w ręku olbrzymi roztruchan Zygmuntowski. We drzwiach od sali ukazuje się kilka kobiet. Chór w ukłonach do Stolnika Oj Stolniku! Spocząć czas! Waszmość nic nam nie folguje. Karmi, poi, podejmuje Po królewsku nas. Jeden z gości Wychyliwszy roztruchan, oddaje go Dziembie. Przezacnego domu zdrowie! Chór Oj Stolniku! Spocząć czas! Waszmość nic nam nie folguje. Karmi, poi, podejmuje Po królewsku nas. Drugi z gości do którego pił poprzedzający I przezacnej koligacji!... Stolnik Wzruszony, puszcza rękę Zofii, kłaniając się wszystkim od serca czapką. O mościwi mi panowie! W istnej błąka alteracji Moich wdzięków przedsięwzięcie, Że was tylu w tym momencie Rzuca splendor na mój domek! ze łzami Żeście tak do serca wzięli, Iż jedyny ów potomek Mego rodu po kądzieli, W moim, panie, wdowim stanie, Wkrótce ojca osamotni, Gdy połączy się z Januszem... Janusz i Zofia Chylą mu się do nóg. Ojcze drogi! Stolnik Podnosi ich. Córko moja, moje dzieci! do gości weselej Więc waszmoście, gdy ochotni, Prosim dalej z animuszem! ChórWiwat! Wiwat! Stolnik ochoczo A z młodzieży, kto mi wierzy, Kto mnie kocha, hop w obcasy! Do różańca i do tańca! Jak bywało w dawne czasy. Chór Wiwat! Wiwat! Dziemba z cicha do Stolnika Cny Stolniku! A dyć w sali, Jakby w łaźni tak siarczyście! Gdyby i tu popląsali! Stolnik Mój Dziembuniu, oczywiście! Dobrą radę Waść udziela! Dziemba we drzwiach sali Z mazowiecka! Rżnij kapela! Słychać muzykę z sali, grającą mazura; wpadają tańczące pary. Dziemba obchodzi z dzbanem, który mu służba napełnia, i z kielichem. Po każdym toaście słychać wiwat! Stolnik z Zofią i kilku gośćmi siadają. Janusz za nimi stoi zadumany. Zasłona spada. Moniuszko,Stanisław/Halka/II
https://w.atwiki.jp/oper/pages/1515.html
AKT II Szpaler w ogrodzie. Po prawej stronie widać oświetlone okna w domu Stolnika. W głębi mur i furtka. Halka chodzi między drzewami. Noc. SCENA 1 Halka O! Jakżebym klęczeć chciała, Już u krzyża, koło drogi! Żeby nad łzami niebogi, Przenajświętsza Częstochowska Panieneczka, Matka Boska, Łaskawie się zmiłowała! O! Bo biedna jam sierota Tak się dużo nacierpiała! po chwili, oglądając się wkoło Gdzież to Jontek? Tam ochota huczna taka! słychać muzykę z domu A tu noc! po chwili radośniej On pożegna mnie, sokolik Znów powróci w górny kraj. Dniem i nocą mnie tęsknota, Gdy go będę wyglądała; Lecz gdy wróci, wróci raj! Gdyby rannem słonkiem wzlecieć mi skowronkiem, Gdyby jaskółeczką bujać mi po niebie! Gdyby rybką w rzece - płynąć tu do ciebie, Jaśku mój, do ciebie. Ani ja w Wisełce pływająca rybka, Ani ja skowronek, ni jaskółka chybka, Jeden tylko wicher w górach mi zanuci Wróci Jasiek, wróci! Gdyby mnie gwiazdeczką, w skałach ponad zdrojem, Przejrzeć się w twej duszy, przejrzeć w sercu twojem! Błędnym choć ognikiem, co tak blado pała, Gdyby moja łezka tobie zapałała! Ni mi błyskać w zdroju, ni mknąć nad gaikiem, Ani ja gwiazdeczką, ni błędnym ognikiem. Płyną wciąż po rosie jęki moje, płyną, Szkoda cię, dziewczyno! SCENA 2 Halka i Jontek. Jontek Szuka jej między drzewami. Halko! Halko! Halka Przybiega do niego. A widzisz Jontku, na co ci było Zwodzić mnie biedną? I mnie odbierać - na co ci było Radość mą jedną? Jam go słyszała, jam go widziała Słoneczko moje! pewnie I wróci, wróci, już nie porzuci. Jontek Biedne, biedne serce twoje! Halka Ledwie nie pękło, nie wyskoczyło Ono niebodze... Ach! Jontku! Jontku na co ci było Trapić mnie srodze! Jontek nieco szyderczo Cha! cha! cha! Halka zdziwiona Ty śmiejesz się? Uchodźmy stąd! Jontek Uchodźmy więc! Halka oglądając się niespokojnie Jakoś tak dziwno w tem wielkiem mieście, Jakoś tak straszno wiejskiej niewieście! Nie widać jak, nie widać skąd Słoneczko wschodzi. Nie widać jak, nie widać gdzie Słonko zachodzi. Tak ciemna noc! Te głuche mury I straszą mnie - i męczą mnie. O prędzej tam, gdzie nasze góry Śnieżyście lśnią. On czeka mnie Za miastem już. Co? Ty śmiejesz się? Jontek Uchodźmy więc, gdy czeka nas I gdy przyjść ma. z gorzkim politowaniem I ty mu wierzysz, biedna dziewczyno, Że cię nie zwodzi, ty wierzysz mu! Jak wicher świszczy nad połoniną, Jak z gór potoki płyną i płyną, Tak skłamał on, nie przyjdzie tu, A ty mu wierzysz biedna dziewczyno! Halka Wierzę, wierzę mu! Jontek Ty nie wiesz, co to miłość panicza Z biedną góralką, nie wiesz ty! U niego będzie słodycz oblicza I mowa słodka, jak twarz dziewicza. W sercu on głaz na twoje łzy! A ty chcesz wierzyć w miłość panicza! Halka Jontku, tyś - zły! Jontek On jak złe kupił biedną twą duszę, On pan, a panów lubicie wy! Kiedym, jak deszczu w wiosenną suszę, Ja pragnął cię - on rzekł mieć muszę! I spojrzał raz i jegoś ty. Zabrał ci wianek, zabrał ci duszę, O moja Halko, biedna dziewczyno! Że cię nie zwodzi, ty wierzysz mu? Jak wicher świszczy nad połoniną, Jak z gór potoki płyną i płyną, Tak skłamał on, nie przyjdzie tu, A ty mu wierzysz, biedna dziewczyno! po chwili Myślisz, że po to przyszliśmy tu, Abyś szczęśliwa, abyś wesoła, Ujrzała Jaśka, swego sokoła? pokazując jej oświetlone okna Tam Jaśko pan! Z tą piękną panną, co wiedzie tan, Zaręcza się - zwykle jak pan! Słychać za sceną chór gości. A oboje równi stanem, Jak urodą, tak i wianem. Niech im szczęście pasmo wije! Niechaj żyją, niechaj żyje Cny Odrowąż z cnym Pomianem! Halka Nieporuszona z początku na głos chóru, pojmuje nareszcie, porywa się i uderza we drzwi. Puszczajcie mnie, puszczajcie mnie, Tu ojciec dzieciątka mojego! Jontek odciągając ją Uchodźmy z miejsca tego! Zobaczą cię! Halka Puszczajcie mnie, puszczajcie mnie! do Jontka, błagając go na klęczkach Do pana, do pana, Ach Jontku! Prowadź mnie! Jontek Zobaczą cię, Pokrzywdzą cię! SCENA 3 Ciż, chór gości, chór służących ze światłem i Dziemba. Chór Co to za gwar, Skąd wrzawa ta? I hałas ten, Co znaczyć ma? Dziemba Wypędzić ich! Chór Precz stąd, precz z zabawy! Kazać tam czeladzi, Niech im dadzą strawy, Niech im będą radzi, A z zabawy precz! SCENA 4 Ciż i Janusz. Janusz wbiegając daje znak ręką. Co to? Chór w głąb ustępuję. Janusz zbliżając się do Halki, z cicha. Wszak ci mówiłem, prosiłem przecie. Po coś tu jeszcze? Halka smutno nań spogląda, chwyta się nagle z wyrzutem za głowę i w milczeniu siada na ławce. Jontek Wchodzi na przód sceny, pokornie się kłaniając Januszowi. To - panie - ja! Janusz poznawszy go, z przytłumionym gniewem I skądże ty, tak wodzić śmiesz, Z dalekich gór, cierpiące biedne dziewczę? Więc we wsi tam niedobrze wam! Więc jej tam krzywda? Mów prędzej - czego chcesz? na stronie Przeklęty chłop! Ta biedna znowu jest w obłędzie. gniewnie Odprowadź ją, natychmiast zabierz ją! Usłużność twą - pan ci pamiętać będzie. Jontek O panie nasz! Chciej litość mieć! Zmarł ojciec jej, sędziwy kmieć, A matka toć już dawno w ziemi... Za sierotą Bóg, Bóg tylko sam - i gorzka łza! ciszej A ludzie ludźmi - szydzą, szepcą tam... chwila milczenia, nagle z pokorą ironiczną O dobry panie! Straszna dola jej! Nagrodzi was Bóg, za litość nad biednemi! SCENA 5 Ciż, kilku gości. Stolnik i Zofia. Janusz biegnie na ich spotkanie i powiada im, że Halka obłąkana. Halka z wolna wstając Powolutku, pomaleńku, Stumaniłeś gołąbeczka! Powolutku, pomaleńku, Bielutkiego gołąbeczka Stumaniłeś sokoleńku! Stumaniłeś go! Zofia, Stolnik, Dziemba i chór Dziwna jakaś dziewka, Smutna jakaś śpiewka! Przecie wyjść kazali, Ona śpiewa dalej I nie zważa nic. Jontek z poprzedzającymi Biedna, biedna dziewko! Smutną twoją śpiewką Serce się nie zbudzi. Dla radosnych ludzi Miły tylko śmiech! Zofia bacznie przyglądając się Januszowi, który niespokojnie patrzy na Halkę Każ oddalić ich! Janusz odwraca się od Halki i daje znak ręką Dziembie. Dziemba do Halki i Jontka Wynoście się! Chór Precz stąd, precz z zabawy, Idźcie do czeladzi! Tam wam będą radzi, Tam wam dadzą strawy, A z zabawy precz! Stolnik razem z chórem A to dziwna rzecz! Dziembo mój łaskawy, Weź ich do czeladzi, Niech im dadzą strawy, A z zabawy precz! Jontek razem z chórem O! Nam nie zabawy, Ani u czeladzi Nie łakniemy strawy. Bóg nas poprowadzi, Pójdziem sami precz. Zofia Na stronie przygląda się coraz bardziej Januszowi. Nie chcą do czeladzi! Wzrok jej taki łzawy, Widać śród zabawy Januszowi wadzi. Dziwna, dziwna rzecz! Janusz na stronie Ją, Boże łaskawy, Niech twa dłoń prowadzi! Ale śród zabawy Chłop ten po co wadzi, Niechaj pójdą precz! Halka z Jontkiem z wolna odchodzi. Zasłona spada. AKT II Szpaler w ogrodzie. Po prawej stronie widać oświetlone okna w domu Stolnika. W głębi mur i furtka. Halka chodzi między drzewami. Noc. SCENA 1 Halka O! Jakżebym klęczeć chciała, Już u krzyża, koło drogi! Żeby nad łzami niebogi, Przenajświętsza Częstochowska Panieneczka, Matka Boska, Łaskawie się zmiłowała! O! Bo biedna jam sierota Tak się dużo nacierpiała! po chwili, oglądając się wkoło Gdzież to Jontek? Tam ochota huczna taka! słychać muzykę z domu A tu noc! po chwili radośniej On pożegna mnie, sokolik Znów powróci w górny kraj. Dniem i nocą mnie tęsknota, Gdy go będę wyglądała; Lecz gdy wróci, wróci raj! Gdyby rannem słonkiem wzlecieć mi skowronkiem, Gdyby jaskółeczką bujać mi po niebie! Gdyby rybką w rzece - płynąć tu do ciebie, Jaśku mój, do ciebie. Ani ja w Wisełce pływająca rybka, Ani ja skowronek, ni jaskółka chybka, Jeden tylko wicher w górach mi zanuci Wróci Jasiek, wróci! Gdyby mnie gwiazdeczką, w skałach ponad zdrojem, Przejrzeć się w twej duszy, przejrzeć w sercu twojem! Błędnym choć ognikiem, co tak blado pała, Gdyby moja łezka tobie zapałała! Ni mi błyskać w zdroju, ni mknąć nad gaikiem, Ani ja gwiazdeczką, ni błędnym ognikiem. Płyną wciąż po rosie jęki moje, płyną, Szkoda cię, dziewczyno! SCENA 2 Halka i Jontek. Jontek Szuka jej między drzewami. Halko! Halko! Halka Przybiega do niego. A widzisz Jontku, na co ci było Zwodzić mnie biedną? I mnie odbierać - na co ci było Radość mą jedną? Jam go słyszała, jam go widziała Słoneczko moje! pewnie I wróci, wróci, już nie porzuci. Jontek Biedne, biedne serce twoje! Halka Ledwie nie pękło, nie wyskoczyło Ono niebodze... Ach! Jontku! Jontku na co ci było Trapić mnie srodze! Jontek nieco szyderczo Cha! cha! cha! Halka zdziwiona Ty śmiejesz się? Uchodźmy stąd! Jontek Uchodźmy więc! Halka oglądając się niespokojnie Jakoś tak dziwno w tem wielkiem mieście, Jakoś tak straszno wiejskiej niewieście! Nie widać jak, nie widać skąd Słoneczko wschodzi. Nie widać jak, nie widać gdzie Słonko zachodzi. Tak ciemna noc! Te głuche mury I straszą mnie - i męczą mnie. O prędzej tam, gdzie nasze góry Śnieżyście lśnią. On czeka mnie Za miastem już. Co? Ty śmiejesz się? Jontek Uchodźmy więc, gdy czeka nas I gdy przyjść ma. z gorzkim politowaniem I ty mu wierzysz, biedna dziewczyno, Że cię nie zwodzi, ty wierzysz mu! Jak wicher świszczy nad połoniną, Jak z gór potoki płyną i płyną, Tak skłamał on, nie przyjdzie tu, A ty mu wierzysz biedna dziewczyno! Halka Wierzę, wierzę mu! Jontek Ty nie wiesz, co to miłość panicza Z biedną góralką, nie wiesz ty! U niego będzie słodycz oblicza I mowa słodka, jak twarz dziewicza. W sercu on głaz na twoje łzy! A ty chcesz wierzyć w miłość panicza! Halka Jontku, tyś - zły! Jontek On jak złe kupił biedną twą duszę, On pan, a panów lubicie wy! Kiedym, jak deszczu w wiosenną suszę, Ja pragnął cię - on rzekł mieć muszę! I spojrzał raz i jegoś ty. Zabrał ci wianek, zabrał ci duszę, O moja Halko, biedna dziewczyno! Że cię nie zwodzi, ty wierzysz mu? Jak wicher świszczy nad połoniną, Jak z gór potoki płyną i płyną, Tak skłamał on, nie przyjdzie tu, A ty mu wierzysz, biedna dziewczyno! po chwili Myślisz, że po to przyszliśmy tu, Abyś szczęśliwa, abyś wesoła, Ujrzała Jaśka, swego sokoła? pokazując jej oświetlone okna Tam Jaśko pan! Z tą piękną panną, co wiedzie tan, Zaręcza się - zwykle jak pan! Słychać za sceną chór gości. A oboje równi stanem, Jak urodą, tak i wianem. Niech im szczęście pasmo wije! Niechaj żyją, niechaj żyje Cny Odrowąż z cnym Pomianem! Halka Nieporuszona z początku na głos chóru, pojmuje nareszcie, porywa się i uderza we drzwi. Puszczajcie mnie, puszczajcie mnie, Tu ojciec dzieciątka mojego! Jontek odciągając ją Uchodźmy z miejsca tego! Zobaczą cię! Halka Puszczajcie mnie, puszczajcie mnie! do Jontka, błagając go na klęczkach Do pana, do pana, Ach Jontku! Prowadź mnie! Jontek Zobaczą cię, Pokrzywdzą cię! SCENA 3 Ciż, chór gości, chór służących ze światłem i Dziemba. Chór Co to za gwar, Skąd wrzawa ta? I hałas ten, Co znaczyć ma? Dziemba Wypędzić ich! Chór Precz stąd, precz z zabawy! Kazać tam czeladzi, Niech im dadzą strawy, Niech im będą radzi, A z zabawy precz! SCENA 4 Ciż i Janusz. Janusz wbiegając daje znak ręką. Co to? Chór w głąb ustępuję. Janusz zbliżając się do Halki, z cicha. Wszak ci mówiłem, prosiłem przecie. Po coś tu jeszcze? Halka smutno nań spogląda, chwyta się nagle z wyrzutem za głowę i w milczeniu siada na ławce. Jontek Wchodzi na przód sceny, pokornie się kłaniając Januszowi. To - panie - ja! Janusz poznawszy go, z przytłumionym gniewem I skądże ty, tak wodzić śmiesz, Z dalekich gór, cierpiące biedne dziewczę? Więc we wsi tam niedobrze wam! Więc jej tam krzywda? Mów prędzej - czego chcesz? na stronie Przeklęty chłop! Ta biedna znowu jest w obłędzie. gniewnie Odprowadź ją, natychmiast zabierz ją! Usłużność twą - pan ci pamiętać będzie. Jontek O panie nasz! Chciej litość mieć! Zmarł ojciec jej, sędziwy kmieć, A matka toć już dawno w ziemi... Za sierotą Bóg, Bóg tylko sam - i gorzka łza! ciszej A ludzie ludźmi - szydzą, szepcą tam... chwila milczenia, nagle z pokorą ironiczną O dobry panie! Straszna dola jej! Nagrodzi was Bóg, za litość nad biednemi! SCENA 5 Ciż, kilku gości. Stolnik i Zofia. Janusz biegnie na ich spotkanie i powiada im, że Halka obłąkana. Halka z wolna wstając Powolutku, pomaleńku, Stumaniłeś gołąbeczka! Powolutku, pomaleńku, Bielutkiego gołąbeczka Stumaniłeś sokoleńku! Stumaniłeś go! Zofia, Stolnik, Dziemba i chór Dziwna jakaś dziewka, Smutna jakaś śpiewka! Przecie wyjść kazali, Ona śpiewa dalej I nie zważa nic. Jontek z poprzedzającymi Biedna, biedna dziewko! Smutną twoją śpiewką Serce się nie zbudzi. Dla radosnych ludzi Miły tylko śmiech! Zofia bacznie przyglądając się Januszowi, który niespokojnie patrzy na Halkę Każ oddalić ich! Janusz odwraca się od Halki i daje znak ręką Dziembie. Dziemba do Halki i Jontka Wynoście się! Chór Precz stąd, precz z zabawy, Idźcie do czeladzi! Tam wam będą radzi, Tam wam dadzą strawy, A z zabawy precz! Stolnik razem z chórem A to dziwna rzecz! Dziembo mój łaskawy, Weź ich do czeladzi, Niech im dadzą strawy, A z zabawy precz! Jontek razem z chórem O! Nam nie zabawy, Ani u czeladzi Nie łakniemy strawy. Bóg nas poprowadzi, Pójdziem sami precz. Zofia Na stronie przygląda się coraz bardziej Januszowi. Nie chcą do czeladzi! Wzrok jej taki łzawy, Widać śród zabawy Januszowi wadzi. Dziwna, dziwna rzecz! Janusz na stronie Ją, Boże łaskawy, Niech twa dłoń prowadzi! Ale śród zabawy Chłop ten po co wadzi, Niechaj pójdą precz! Halka z Jontkiem z wolna odchodzi. Zasłona spada. Moniuszko,Stanisław/Halka/III
https://w.atwiki.jp/oper/pages/3374.html
AKT I SCENA 1 Marszałek i goście wychodzą z pawilonu. Marszałek Niechaj żyje para młoda przy zaręczyn tych obrzędzie, wieczna miłość, wieczna zgoda w młodym stadle niechaj będzie! Wszak ci to są dwa klejnoty starodawnej godła cnoty. Chór Niechaj żyje para młoda! Marszałek i chór Niechaj żyje przy zaręczyn tych obrzędzie, wieczna miłość, wieczna zgoda w młodym stadle niechaj będzie. Wszak ci to są dwa klejnoty, starodawnej godła cnoty. W jedno godło dziś się wiążą Pomian panie z Odrowążą. Spojrzeć na nich aż drży dusza, jaka u nich godność równa! Jak stworzona dla Janusza nasza Zofia Cześnikówna. Niechaj żyje para młoda przy zaręczyn tych obrzędzie, wieczna miłość, wieczna zgoda w młodym stadle niechaj będzie. Wszakoż to są dwa klejnoty starodawnej godła cnoty. W jedno godło dziś się wiążą Pomian panie z Odrowążą. Marszałek A oboje równi stanem, tak urodą, jak i wianem, niech im szczęście pasmo wije! Trzech z chóru Niech im szczęście pasmo wije! Marszałek i trzech Niechaj żyją, niechaj żyje! Chór Niechaj żyje! Wszyscy Cny Odrowąż z cnym Pomianem, cny Odrowąż z cnym Pomianem. Żyj nam, żyj nam długo paro młoda, ciągła miłość, ciągła zgoda, niechaj nie opuszcza cię. Niech nie opuszcza cię. Oboje równi stanem, cny Odrowąż z cnym Pomianem, cny Odrowąż z cnym Pomianem, Żyj nam! Żyj nam długo paro młoda, ciągła miłość, ciągła zgoda niechaj nie opuszcza cię. Chór Spojrzeć na nich aż drży dusza, jaka u nich godność równa. Wszak ci to są dwa klejnoty starodawnej godła cnoty. W jedno godło dziś się chlubnie wiążą Pomian panie z Odrowążą. Marszałek Panom braciom dziękujemy… Chór Niech żyją! Marszałek ich życzliwość znam, lecz jakoś próżnujemy, a tam tęskni węgrzyn sam. Chór Ach, żyjcie, ciągłe szczęście wam! (odchodzą do pawilonu) SCENA 2 Janusz Pobłogosław ojcze panie, gdy już cię tak nazwać śmiem, pobłogosław ojcze panie, gdy już cię tak nazwać śmiem. Zofia Twoja dobroć to wybrała, co ja pieszczę w sercu mem. Cześnik Ten serc waszych związek błogi dawno moja chęć uznała. Zofia Twoja dobroć to wybrała, co ja pieszczę w sercu mem, pobłogosław, pobłogosław ojcze drogi związek nasz, błogosław! Janusz Pobłogosław, błogosław ojcze drogi. Cześnik Błogosław związek drogi. Zofia Ten serc naszych związek błogi dawno twoja uznała chęć. Błogosław! Błogosław, to prośba nasza cała, pobłogosław nam panie i ojcze, błogosław nam. Oto prośba, ojcze błogosław nam. Ten serc naszych związek błogi, ojcze błogosław nam. Błogosław nam! Ach, błogosław ojcze nam! Janusz Ten serc naszych związek błogi dawno twoja chęć uznała. Błogosław ojcze panie oto prośba nasza cała, oto prośba błogosław nam, panie błogosław związek nam. Oto prośba nasza cała, pobłogosław nam. Ten serc naszych związek błogi… Ojcze panie pobłogosław nam. Błogosław nam! Błogosław ojcze nam! Cześnik Ten serc waszych związek błogi dawno moja chęć uznała, moja chęć już uznała. Ten serc waszych związek błogi dawno moja chęć uznała. Dawno moja chęć uznała, dawno moja, dawno moja chęć uznała, już uznała związek wasz. Błogosławię wam, błogosławię wam, błogosławię wam! O, dzieci błogosławię wam! Niech więc wola Twoja Panie Boże z niebios stanie się. Głos Halki za sceną Jak mój wianuszek zwiądł potargany, tak się duszyczka stargała… Zofia Co to za głos? Halka Gdzieżeś, ach gdzieżeś, wianku różany, gdzieś się główeczko podziała? Zofia To głos nieznany. Januszu, czy nie znasz go? Halka Zabrał mi wszystko Jaśko mój sokół, zabrał mię całą niebogę. Janusz To głos Halki nadto znany… Skąd przybywa w chwilę złą? Halka A ja go szukam, szukam naokół, a ja go znaleźć nie mogę, nie mogę. Ach! Cześnik Czyja-ż w mym ogrodzie śpiewka? Janusz (na stronie) To głos Halki!… Cześnik O tej porze. dziwne to. Janusz Skąd ta dziewka tu przybywa w chwilę złą? Zofia Mój Januszu!… Janusz (do Zofii) Może jaki biedny człowiek Cześnik Może jaki biedny człowiek Janusz Ktoś przechodził, mój aniele, może jaki biedny człowiek, u nas radość i wesele, jemu ciążą łzy u powiek. Zofia Jak on dobry! Jak on tkliwy! O, tem więcej, o tem milej, tem radośniej, tem szczęśliwiej kocham, wielbię go w tej chwili! O, mój Januszu, poszukaj, Januszu, poszukaj go mój Januszu, poszukaj go, wołaj go. Janusz To biedny człowiek, nam radość, wesele, jemu ciążą łzy u powiek. Poszukam go. Ja poszukam go. Ktoś przechodził, mój aniele, Zofia Co prędzej idź, poszukaj go Janusz Może jaki biedny człowiek, u nas radość i wesele, jemu ciążą łzy u powiek. Ja tu przyprowadzę go. Zofia Jak on dobry, jak on tkliwy, o tem więcej, o tem milej, tem radośniej, tem szczęśliwiej kocham, wielbię go w tej chwili. O, mój Januszu, poszukaj, Januszu poszukaj go, mój Januszu poszukaj go, wołaj go. Janusz Ja poszukam go! To biedny człowiek, nam radość, wesele, jemu ciążą łzy u powiek, poszukam go. Ja poszukam go! Cześnik To szlachetna dusza! tęgie serce u Janusza, każ poszukać go, prowadź go. To szlachetna panie dusza, idź poszukaj go, idź poszukaj więc biednego i każ uraczyć, wesprzeć jego, każ wesprzeć go. Idź poszukaj więc biednego, każ wesprzeć go, idź poszukaj, idź poszukaj, prowadź go. Zofia Jak dobry, jak on tkliwy. O, tem więcej, tem radośniej, szczęśliwiej kocham, wielbię go w tej chwili, o, tem radośniej kocham, wielbię go. Ach, tem radośniej wielbię i kocham! Radośniej wielbię i kocham radośniej, radośniej kocham, uwielbiam go! Janusz Ach, u nas radość i wesele, on ma łzy u powiek. Biedny to człowiek, tu u nas radość i wesele, biedny to człowiek, tu radość i wesele, poszukam go! Idę, poszukam go, idę poszukać go, poszukam go! Cześnik To szlachetna panie dusza. Idź poszukaj go. Ach! u nas radość i wesele, on ma łzy u powiek, biedny to człowiek, tu radość i wesele, biedny człowiek, tu radość i wesele. Szukaj go co prędzej, każ poszukać go, co prędzej każ poszukać go, co prędzej idź poszukaj, prowadź go! SCENA 3 Janusz Czego ta dziewka tutaj przybywa by mącić spokojność moją. Lecz o biednej chłopki rozpacze, o łzy, o jęki czyż ja stoję? Ha! jeżeli ją zobaczę, to ją może uspokoję, a potem precz! precz! precz! ja łez się boję. SCENA 4 Halka wchodzi nie widząc Janusza. Piosenka Halka Jak mój wianuszek zwiądł potargany tak się główeczka stargała. Gdzieżeś, ach, gdzieżeś, wianku różany, gdzieżeś się główeczko podziała. Zabrał mi wszystko Jaśko mój sokół, zabrał mnie całą niebogę, a ja go szukam, szukam naokół, a ja go znaleźć nie mogę, ach! nie mogę. Ach! O, gdzieżeś, o mój sokole, gdzie moje słonko na jasnym niebie? Jak kłos rzucony na puste pole tak umrę, zwiędnę bez ciebie. A ja go szukam, szukam naokół, a ja go znaleźć nie mogę. (spostrzega Janusza) Mój Jaśko! mój Jaśko! Mnie Jontek mówił, mnie Jontek smucił, żeś ty mnie zgubił, żeś mnie porzucił! A ja cię widzę, ja głowę tulę do twojej piersi, a ty tak czule jak dawniej na mnie spoglądasz się. O mój sokole! o słonko moje, jak dawniej czule ty spoglądasz się, o mój sokole, o słonko moje, jak dawniej czule ty spoglądasz się! Ja ciebie widzę, ja głowę tulę do twojej piersi, o mój sokole, o szczęście moje, jak dawniej czule, widzę, kochasz mnie! O mój sokole, o szczęście moje, jak dawniej czule, widzę, kochasz mnie. Janusz Przeklęta chwila, Ach, ta dziewczyna, po co przybywa w chwilę tak złą? O moja Halko, o szczęście moje, jak dawniej czule kocham cię! Ja kocham cię! O moja Halko! o szczęście moje, jak dawniej czule kocham cię! Próżne twe żale, cierpienia twoje, próżne twe żale, cierpienia twoje! Ja cię zapomnieć? Halka O mój sokole! Janusz Ja cię porzucić? Halka O słonko moje! Janusz Tylko się oddal, nie chciałbym stryja, gdyby mnie z tobą zobaczył zasmucić. Mnie tu chcą żenić, Mnie tu chcą żenić, ale niczyja do tego wola nie zmusi mnie. Mnie tu chcę żenić, ale niczyja do tego wola nie zmusi mnie, do tego wola nie zmusi mnie, do tego wola nie zmusi mnie. Halka O mój sokole! o słonko moje! jak dawniej czule ty spoglądasz się! O mój sokole! o słonko moje! jak dawniej czule ty spoglądasz się. Ja ciebie widzę, ja głowę tulę do twojej piersi, O mój sokole, o szczęście moje, jak dawniej czule, widzę, kochasz mnie. O mój sokole, o szczęście moje jak dawniej czule, widzę, kochasz mnie. Zawsze stale kochasz mię, stale ty kochasz mię. Janusz Przeklęta chwila! Ach ta dziewczyna, po co przybywa w chwilę tak złą? O moja Halko, o szczęście moje, jak dawniej czule kocham cię, ja kocham cię. O moja Halko, o szczęście moje, jak dawniej czule kocham cię, zawsze stale kocham cię, stale kocham cię. Uspokój się. Uspokój się! Ja cię zapomnieć? Ja cię porzucić?… Chór (za sceną) Niech żyje! Janusz Opuszczaj prędzej te smutne mury Czekaj za miastem nad Wisłą tam Gdzie są trzy krzyże i trzy figury, ja przyjdę wraz, ja przyjdę sam. Ujdziemy stąd i znowu nam szczęście i raj Halka i Janusz razem Znowu nam szczęście i raj! Janusz Ujdziemy stąd i znowu nam szczęście i raj, szczęście i raj. Halka Znowu nam szczęście i raj. Ujdziemy stąd i znowu szczęście i raj Ach! znowu nam szczęście i raj. Ach! znowu nam szczęście i raj. Ty przyjdziesz wraz, ty przyjdziesz sam i znowu nam, znowu raj! Janusz Ujdziemy stąd i znowu nam szczęście i raj, szczęście i raj! Tak! znowu nam szczęście i raj. Ujdziemy stąd i znowu nam, ja przyjdę sam, i znowu nam szczęście i raj, szczęście i raj, przyjdę wraz, ja przyjdę sam, a znowu nam, znowu nam szczęście i raj! Z kim przyszłaś tu? Halka O mój sokole! Janusz Z kim przyszłaś tu? Halka O słonko moje! Jak dawniej, jak dawniej ty kochasz mnie. Mój Jaśko! Mój drogi! Zawsze czule kochasz mię. Janusz O Halko! O Halko uspokój się. Oddal się stąd, ja przyjdę tam. Oddal się stąd, ja przyjdę sam. Uchodź stąd, błagam cię. Halka Prawda, już mnie nie porzucisz? Wrócisz w nasze góry, wrócisz, o sokole mój, Jaśko drogi mój! Nad rzeczułkę ja usiędę i sokoła czekać będę aż przyleci wraz, przyleci wraz. Wtedy będziem znowu społem, Halka zawsze z swym sokołem, Jedna śmierć rozłączy nas, jedna śmierć rozłączy nas, jedna śmierć, jedna śmierć, tylko śmierć rozłączy nas. Janusz O Halko, uchodź stąd! Błagam cię! O Halko, uchodź stąd, błagam cię, uchodź stąd, błagam cię! Halka Mój Jaśko! mój drogi! Wrócisz do mnie! W góry wrócisz! Tak! Janusz Uchodź Halko, błagam cię. Halka Prawda, już mnie nie porzucisz, wrócisz w nasze góry, wrócisz, o sokole mój! Jaśku drogi mój! nad rzeczułkę znowu siędę i sokoła czekać będę aż przyleci wraz, przyleci wraz. Wtedy będziem zawsze społem, Halka zawsze z swym sokołem, jedna śmierć rozłączy nas, tak! tak! śmierć, jedna śmierć, jedna śmierć rozłączy nas, jedna śmierć, tylko śmierć, jedna śmierć rozłączy nas, rozłączy, rozłączy nas, jedna śmierć, tylko śmierć, jedna śmierć rozłączy nas. Jaśko mój! Jaśko mój, jak zawsze, widzę, kochasz mnie, jak czule kochasz mnie. Janusz Już cię nie porzucę, w nasze góry wrócę, aniele mój! Wrócę do cię, wrócę, Ja powrócę, ja przyjdę sam. Uchodź Halko! Wrócę do cię, a jedna śmierć rozłączy nas, jedna śmierć, jedna śmierć, śmierć, śmierć rozłączy nas, jedna śmierć, tylko śmierć, jedna śmierć, tylko śmierć rozłączy nas, rozłączy, rozłączy nas, a jedna śmierć rozłączy nas, jedna śmierć, tylko śmierć, jedna śmierć, tylko śmierć rozłączy nas, rozłączy, rozłączy nas, a śmierć rozłączy nas. Uchodź stąd, Halko, błagam cię. Uchodź stąd. Halko, ja kocham cię, stale zawsze kocham cię. SCENA 5 Halka A widzisz Jontku, na co ci było zwodzić mnie biedną i mnie odbierać, na co ci było, radość mą jedną? Jam go słyszała, jam go widziała, słoneczko moje znów do mnie wróci a nie porzuci. Jontek Biedne! biedne serce twoje… Halka Ledwie nie pękło, nie wyskoczyło ono niebodze. Ach Jontku! Jontku! po co ci było trapić mnie srodze. Jontek Cha, cha, cha, cha, cha, cha! Halka Ty śmiejesz się? Jontku uchodźmy stąd Jontek Uchodźmy stąd. Halka Jakoś tak dziwno w tem wielkiem mieście, jakoś tak straszno wiejskiej niewieście!… Nie widać jak, nie widać skąd słoneczko wschodzi? Nie widać jak, nie widać gdzie słonko zachodzi. Uchodźmy stąd! te głuche mury tak mnie, tak straszą mnie. Uchodźmy stąd… uchodźmy z nim, uchodźmy w góry, on przyjdzie tam… Och! on czeka mnie za miastem już. Ty śmiejesz cię? Jontek Uchodźmy więc, gdy czeka nas i gdy przyjść ma, cha, cha, cha, cha… Aria I ty mu wierzysz, biedna dziewczyno, Że cię nie zwodzi ty wierzysz mu? Jak wicher świszczy nad połoniną, jak z gór potoki płyną i płyną, tak skłamał on, nie przyjdzie tu, tak skłamał on, nie przyjdzie tu. Ty biedna dziewka, on panicz twój, pamiętaj to, on panicz twój! A ty mu wierzysz, biedna dziewczyno, że cię nie zwodzi ty wierzysz mu? Halka Ach, wierzę mu! Ach wierzę mu!… Jontek Ty nie wiesz co to miłość panicza z biedną góralką, o nie wiesz ty u niego będzie słodycz oblicza i mowa słodka jak twarz dziewicza, sercem on drwi, bo sercem zły a ty chcesz wierzyć w miłość panicza? On jak zło kupił biedną twą duszę, on pan! a panów lubicie wy. On jak zło kupił biedną twą duszę, on pan, a panów lubicie wy. Kiedy jak deszczu w wiosenną suszę jam pragnął cię, jam kochał cię, jam pragnął cię, jam kochał cię. On rzekł „Mieć muszę” i spojrzał raz I jegoś ty, i jegoś ty, Zabrał ci wianek, zabrał ci duszę, on zgubił cię, zabrał ci duszę. O moja Halko!… biedna dziewczyno! że cię nie zwodzi ty wierzysz mu? Jak wicher świszcze nad połoniną, jak z gór potoki płyną i płyną, tak skłamał on, nie przyjdzie tu, tak skłamał on, nie przyjdzie tu, tak skłamał on, nie przyjdzie tu. Myślisz, że po to przyszliśmy tu byś ty szczęśliwa, byś ty wesoła, Jaśka ujrzała, swego sokoła? A Jaśko pan! Z Cześnika córką zawodzi tan. Oj, pięknaż ona! piękny on! Oj, pięknaż ona, pięknyż on, Oj, pięknaż, piękna ona, oj piękny, oj piękny on. Chór za sceną Niechaj żyje para młoda przy zaręczyn tych obrzędzie, wieczna miłość, wieczna zgoda w młodym stadle niechaj będzie. Halka Puszczajcie mnie! puszczajcie mnie! tu ojciec dzieciątka naszego, tu ojciec dzieciątka naszego. Jontek Uchodźmy z miejsca tego, zobaczą cię, uchodźmy stąd, Halka Puszczajcie mnie Jontek Zobaczą cię Halka Puszczajcie mnie! puszczajcie mnie! tu ojciec dzieciątka mojego, tu ojciec dzieciątka mojego, do pana naszego ty Jontku prowadź mnie! do pana naszego ty Jontku prowadź mnie! Jaśku, panie ty usłysz mnie, o Jaśku mój, sokole mój… Puszczajcie mnie, puszczajcie mnie. Chór służących Co to za krzyk co wznosi się i hałas ten co oznaczać ma. Co to za krzyk co wznosi się i hałas ten co oznaczać ma. Halka Puszczajcie mnie! Jontek Uchodźmy stąd! Halka Puszczajcie mnie. Tu panicz mój, tu Jaśko mój, tu panicz mój! tu Jaśko mój! Jaśko mój! Jaśku mój! Jaśku! O Jaśku, zabiłeś ty mnie. Jaśku! Mój Jaśku! Zabiłeś ty mnie! Jaśku panie, ach, ty serce me wydarłeś mnie! Wydarłeś mnie! O panie mój, uwiodłeś mnie! Mój sokole! Sokoleńku! Jontek Zobaczą cię. O Halko spiesz, pokrzywdzą cię O Halko spiesz, pokrzywdzą cię, pokrzywdzą cię, uchodźmy stąd, ach! pokrzywdzą cię! Uchodźmy stąd. Halko uchodź stąd! uchodź stąd! Uchodź stąd! Słuchaj mnie! Marszałek Wypędzić ich, precz stąd, precz stąd! Do czeladzi, precz z zabawy! do czeladzi, a z zabawy precz! precz! Precz! Chór Precz stąd! precz z zabawy, precz, precz! idźcie do czeladzi, tam wam będę radzi, tam wam dadzą strawy, a z zabawy precz! precz! precz! Dziwna jakaś dziewka, dziwna dziewka! Dziwna jakaś dziewka, smutna jakaś dziewka, przecież wyjść kazali, nie czekajcie dalej! Chór i Marszałek Precz ż zabawy! precz! Janusz Jontek z nią? więc to on, więc to on dziewkę tę przywiódł tu? Dam ja mu! Dam ja mu! Dam ja mu! Zofia Dziwna dziewka, smutna śpiewka wyjść kazali, ona dalej, dalej, dalej nuci smutny, straszny śpiew, smutny śpiew, ach, straszny śpiew. Cześnik i Janusz Dziwna dziewka, smutna śpiewka, wyjść kazali, ona śpiewa dalej i nie zważa na nic, a przecież wyjść kazali ona śpiewa dalej, dalej i nie zważa nic. Halka Oj sokole, sokoleńku! stumaniłeś gołąbeczka powolutku, pomaleńku, bielutkiego gołąbeczka stumaniłeś mój sokole. Jontek O biedna dziewko smutna twoja śpiewka. Serce się nie zbudzi u wielmożnych ludzi, głuchy panicz twój! głuchy panicz twój! Janusz Wypędzić ich. Halka O Jaśku mój! Jaśku! Panie! O Jaśku serce moje wydarłeś, ty wydarłeś mnie! Jontek Halko, uchodź stąd, pokrzywdzą cię. Uchodź stąd! skrzywdzą cię Halko słuchaj! uchodź stąd! skrzywdzą cię! Halko słuchaj mnie, uchodźmy Halko stąd, posłuchaj mnie, uchodźmy stąd! Chór i Marszałek Precz stąd! precz z zabawy, precz stąd, precz! idźcie do czeladzi, a stąd precz! precz z zabawy! precz z zabawy, precz! Do czeladzi, precz z zabawy, Do czeladzi, precz z zabawy, do czeladzi, tam wam dadzą strawę, a z zabawy precz! Koniec aktu I. AKT I SCENA 1 Marszałek i goście wychodzą z pawilonu. Marszałek Niechaj żyje para młoda przy zaręczyn tych obrzędzie, wieczna miłość, wieczna zgoda w młodym stadle niechaj będzie! Wszak ci to są dwa klejnoty starodawnej godła cnoty. Chór Niechaj żyje para młoda! Marszałek i chór Niechaj żyje przy zaręczyn tych obrzędzie, wieczna miłość, wieczna zgoda w młodym stadle niechaj będzie. Wszak ci to są dwa klejnoty, starodawnej godła cnoty. W jedno godło dziś się wiążą Pomian panie z Odrowążą. Spojrzeć na nich aż drży dusza, jaka u nich godność równa! Jak stworzona dla Janusza nasza Zofia Cześnikówna. Niechaj żyje para młoda przy zaręczyn tych obrzędzie, wieczna miłość, wieczna zgoda w młodym stadle niechaj będzie. Wszakoż to są dwa klejnoty starodawnej godła cnoty. W jedno godło dziś się wiążą Pomian panie z Odrowążą. Marszałek A oboje równi stanem, tak urodą, jak i wianem, niech im szczęście pasmo wije! Trzech z chóru Niech im szczęście pasmo wije! Marszałek i trzech Niechaj żyją, niechaj żyje! Chór Niechaj żyje! Wszyscy Cny Odrowąż z cnym Pomianem, cny Odrowąż z cnym Pomianem. Żyj nam, żyj nam długo paro młoda, ciągła miłość, ciągła zgoda, niechaj nie opuszcza cię. Niech nie opuszcza cię. Oboje równi stanem, cny Odrowąż z cnym Pomianem, cny Odrowąż z cnym Pomianem, Żyj nam! Żyj nam długo paro młoda, ciągła miłość, ciągła zgoda niechaj nie opuszcza cię. Chór Spojrzeć na nich aż drży dusza, jaka u nich godność równa. Wszak ci to są dwa klejnoty starodawnej godła cnoty. W jedno godło dziś się chlubnie wiążą Pomian panie z Odrowążą. Marszałek Panom braciom dziękujemy… Chór Niech żyją! Marszałek ich życzliwość znam, lecz jakoś próżnujemy, a tam tęskni węgrzyn sam. Chór Ach, żyjcie, ciągłe szczęście wam! (odchodzą do pawilonu) SCENA 2 Janusz Pobłogosław ojcze panie, gdy już cię tak nazwać śmiem, pobłogosław ojcze panie, gdy już cię tak nazwać śmiem. Zofia Twoja dobroć to wybrała, co ja pieszczę w sercu mem. Cześnik Ten serc waszych związek błogi dawno moja chęć uznała. Zofia Twoja dobroć to wybrała, co ja pieszczę w sercu mem, pobłogosław, pobłogosław ojcze drogi związek nasz, błogosław! Janusz Pobłogosław, błogosław ojcze drogi. Cześnik Błogosław związek drogi. Zofia Ten serc naszych związek błogi dawno twoja uznała chęć. Błogosław! Błogosław, to prośba nasza cała, pobłogosław nam panie i ojcze, błogosław nam. Oto prośba, ojcze błogosław nam. Ten serc naszych związek błogi, ojcze błogosław nam. Błogosław nam! Ach, błogosław ojcze nam! Janusz Ten serc naszych związek błogi dawno twoja chęć uznała. Błogosław ojcze panie oto prośba nasza cała, oto prośba błogosław nam, panie błogosław związek nam. Oto prośba nasza cała, pobłogosław nam. Ten serc naszych związek błogi… Ojcze panie pobłogosław nam. Błogosław nam! Błogosław ojcze nam! Cześnik Ten serc waszych związek błogi dawno moja chęć uznała, moja chęć już uznała. Ten serc waszych związek błogi dawno moja chęć uznała. Dawno moja chęć uznała, dawno moja, dawno moja chęć uznała, już uznała związek wasz. Błogosławię wam, błogosławię wam, błogosławię wam! O, dzieci błogosławię wam! Niech więc wola Twoja Panie Boże z niebios stanie się. Głos Halki za sceną Jak mój wianuszek zwiądł potargany, tak się duszyczka stargała… Zofia Co to za głos? Halka Gdzieżeś, ach gdzieżeś, wianku różany, gdzieś się główeczko podziała? Zofia To głos nieznany. Januszu, czy nie znasz go? Halka Zabrał mi wszystko Jaśko mój sokół, zabrał mię całą niebogę. Janusz To głos Halki nadto znany… Skąd przybywa w chwilę złą? Halka A ja go szukam, szukam naokół, a ja go znaleźć nie mogę, nie mogę. Ach! Cześnik Czyja-ż w mym ogrodzie śpiewka? Janusz (na stronie) To głos Halki!… Cześnik O tej porze. dziwne to. Janusz Skąd ta dziewka tu przybywa w chwilę złą? Zofia Mój Januszu!… Janusz (do Zofii) Może jaki biedny człowiek Cześnik Może jaki biedny człowiek Janusz Ktoś przechodził, mój aniele, może jaki biedny człowiek, u nas radość i wesele, jemu ciążą łzy u powiek. Zofia Jak on dobry! Jak on tkliwy! O, tem więcej, o tem milej, tem radośniej, tem szczęśliwiej kocham, wielbię go w tej chwili! O, mój Januszu, poszukaj, Januszu, poszukaj go mój Januszu, poszukaj go, wołaj go. Janusz To biedny człowiek, nam radość, wesele, jemu ciążą łzy u powiek. Poszukam go. Ja poszukam go. Ktoś przechodził, mój aniele, Zofia Co prędzej idź, poszukaj go Janusz Może jaki biedny człowiek, u nas radość i wesele, jemu ciążą łzy u powiek. Ja tu przyprowadzę go. Zofia Jak on dobry, jak on tkliwy, o tem więcej, o tem milej, tem radośniej, tem szczęśliwiej kocham, wielbię go w tej chwili. O, mój Januszu, poszukaj, Januszu poszukaj go, mój Januszu poszukaj go, wołaj go. Janusz Ja poszukam go! To biedny człowiek, nam radość, wesele, jemu ciążą łzy u powiek, poszukam go. Ja poszukam go! Cześnik To szlachetna dusza! tęgie serce u Janusza, każ poszukać go, prowadź go. To szlachetna panie dusza, idź poszukaj go, idź poszukaj więc biednego i każ uraczyć, wesprzeć jego, każ wesprzeć go. Idź poszukaj więc biednego, każ wesprzeć go, idź poszukaj, idź poszukaj, prowadź go. Zofia Jak dobry, jak on tkliwy. O, tem więcej, tem radośniej, szczęśliwiej kocham, wielbię go w tej chwili, o, tem radośniej kocham, wielbię go. Ach, tem radośniej wielbię i kocham! Radośniej wielbię i kocham radośniej, radośniej kocham, uwielbiam go! Janusz Ach, u nas radość i wesele, on ma łzy u powiek. Biedny to człowiek, tu u nas radość i wesele, biedny to człowiek, tu radość i wesele, poszukam go! Idę, poszukam go, idę poszukać go, poszukam go! Cześnik To szlachetna panie dusza. Idź poszukaj go. Ach! u nas radość i wesele, on ma łzy u powiek, biedny to człowiek, tu radość i wesele, biedny człowiek, tu radość i wesele. Szukaj go co prędzej, każ poszukać go, co prędzej każ poszukać go, co prędzej idź poszukaj, prowadź go! SCENA 3 Janusz Czego ta dziewka tutaj przybywa by mącić spokojność moją. Lecz o biednej chłopki rozpacze, o łzy, o jęki czyż ja stoję? Ha! jeżeli ją zobaczę, to ją może uspokoję, a potem precz! precz! precz! ja łez się boję. SCENA 4 Halka wchodzi nie widząc Janusza. Piosenka Halka Jak mój wianuszek zwiądł potargany tak się główeczka stargała. Gdzieżeś, ach, gdzieżeś, wianku różany, gdzieżeś się główeczko podziała. Zabrał mi wszystko Jaśko mój sokół, zabrał mnie całą niebogę, a ja go szukam, szukam naokół, a ja go znaleźć nie mogę, ach! nie mogę. Ach! O, gdzieżeś, o mój sokole, gdzie moje słonko na jasnym niebie? Jak kłos rzucony na puste pole tak umrę, zwiędnę bez ciebie. A ja go szukam, szukam naokół, a ja go znaleźć nie mogę. (spostrzega Janusza) Mój Jaśko! mój Jaśko! Mnie Jontek mówił, mnie Jontek smucił, żeś ty mnie zgubił, żeś mnie porzucił! A ja cię widzę, ja głowę tulę do twojej piersi, a ty tak czule jak dawniej na mnie spoglądasz się. O mój sokole! o słonko moje, jak dawniej czule ty spoglądasz się, o mój sokole, o słonko moje, jak dawniej czule ty spoglądasz się! Ja ciebie widzę, ja głowę tulę do twojej piersi, o mój sokole, o szczęście moje, jak dawniej czule, widzę, kochasz mnie! O mój sokole, o szczęście moje, jak dawniej czule, widzę, kochasz mnie. Janusz Przeklęta chwila, Ach, ta dziewczyna, po co przybywa w chwilę tak złą? O moja Halko, o szczęście moje, jak dawniej czule kocham cię! Ja kocham cię! O moja Halko! o szczęście moje, jak dawniej czule kocham cię! Próżne twe żale, cierpienia twoje, próżne twe żale, cierpienia twoje! Ja cię zapomnieć? Halka O mój sokole! Janusz Ja cię porzucić? Halka O słonko moje! Janusz Tylko się oddal, nie chciałbym stryja, gdyby mnie z tobą zobaczył zasmucić. Mnie tu chcą żenić, Mnie tu chcą żenić, ale niczyja do tego wola nie zmusi mnie. Mnie tu chcę żenić, ale niczyja do tego wola nie zmusi mnie, do tego wola nie zmusi mnie, do tego wola nie zmusi mnie. Halka O mój sokole! o słonko moje! jak dawniej czule ty spoglądasz się! O mój sokole! o słonko moje! jak dawniej czule ty spoglądasz się. Ja ciebie widzę, ja głowę tulę do twojej piersi, O mój sokole, o szczęście moje, jak dawniej czule, widzę, kochasz mnie. O mój sokole, o szczęście moje jak dawniej czule, widzę, kochasz mnie. Zawsze stale kochasz mię, stale ty kochasz mię. Janusz Przeklęta chwila! Ach ta dziewczyna, po co przybywa w chwilę tak złą? O moja Halko, o szczęście moje, jak dawniej czule kocham cię, ja kocham cię. O moja Halko, o szczęście moje, jak dawniej czule kocham cię, zawsze stale kocham cię, stale kocham cię. Uspokój się. Uspokój się! Ja cię zapomnieć? Ja cię porzucić?… Chór (za sceną) Niech żyje! Janusz Opuszczaj prędzej te smutne mury Czekaj za miastem nad Wisłą tam Gdzie są trzy krzyże i trzy figury, ja przyjdę wraz, ja przyjdę sam. Ujdziemy stąd i znowu nam szczęście i raj Halka i Janusz razem Znowu nam szczęście i raj! Janusz Ujdziemy stąd i znowu nam szczęście i raj, szczęście i raj. Halka Znowu nam szczęście i raj. Ujdziemy stąd i znowu szczęście i raj Ach! znowu nam szczęście i raj. Ach! znowu nam szczęście i raj. Ty przyjdziesz wraz, ty przyjdziesz sam i znowu nam, znowu raj! Janusz Ujdziemy stąd i znowu nam szczęście i raj, szczęście i raj! Tak! znowu nam szczęście i raj. Ujdziemy stąd i znowu nam, ja przyjdę sam, i znowu nam szczęście i raj, szczęście i raj, przyjdę wraz, ja przyjdę sam, a znowu nam, znowu nam szczęście i raj! Z kim przyszłaś tu? Halka O mój sokole! Janusz Z kim przyszłaś tu? Halka O słonko moje! Jak dawniej, jak dawniej ty kochasz mnie. Mój Jaśko! Mój drogi! Zawsze czule kochasz mię. Janusz O Halko! O Halko uspokój się. Oddal się stąd, ja przyjdę tam. Oddal się stąd, ja przyjdę sam. Uchodź stąd, błagam cię. Halka Prawda, już mnie nie porzucisz? Wrócisz w nasze góry, wrócisz, o sokole mój, Jaśko drogi mój! Nad rzeczułkę ja usiędę i sokoła czekać będę aż przyleci wraz, przyleci wraz. Wtedy będziem znowu społem, Halka zawsze z swym sokołem, Jedna śmierć rozłączy nas, jedna śmierć rozłączy nas, jedna śmierć, jedna śmierć, tylko śmierć rozłączy nas. Janusz O Halko, uchodź stąd! Błagam cię! O Halko, uchodź stąd, błagam cię, uchodź stąd, błagam cię! Halka Mój Jaśko! mój drogi! Wrócisz do mnie! W góry wrócisz! Tak! Janusz Uchodź Halko, błagam cię. Halka Prawda, już mnie nie porzucisz, wrócisz w nasze góry, wrócisz, o sokole mój! Jaśku drogi mój! nad rzeczułkę znowu siędę i sokoła czekać będę aż przyleci wraz, przyleci wraz. Wtedy będziem zawsze społem, Halka zawsze z swym sokołem, jedna śmierć rozłączy nas, tak! tak! śmierć, jedna śmierć, jedna śmierć rozłączy nas, jedna śmierć, tylko śmierć, jedna śmierć rozłączy nas, rozłączy, rozłączy nas, jedna śmierć, tylko śmierć, jedna śmierć rozłączy nas. Jaśko mój! Jaśko mój, jak zawsze, widzę, kochasz mnie, jak czule kochasz mnie. Janusz Już cię nie porzucę, w nasze góry wrócę, aniele mój! Wrócę do cię, wrócę, Ja powrócę, ja przyjdę sam. Uchodź Halko! Wrócę do cię, a jedna śmierć rozłączy nas, jedna śmierć, jedna śmierć, śmierć, śmierć rozłączy nas, jedna śmierć, tylko śmierć, jedna śmierć, tylko śmierć rozłączy nas, rozłączy, rozłączy nas, a jedna śmierć rozłączy nas, jedna śmierć, tylko śmierć, jedna śmierć, tylko śmierć rozłączy nas, rozłączy, rozłączy nas, a śmierć rozłączy nas. Uchodź stąd, Halko, błagam cię. Uchodź stąd. Halko, ja kocham cię, stale zawsze kocham cię. SCENA 5 Halka A widzisz Jontku, na co ci było zwodzić mnie biedną i mnie odbierać, na co ci było, radość mą jedną? Jam go słyszała, jam go widziała, słoneczko moje znów do mnie wróci a nie porzuci. Jontek Biedne! biedne serce twoje… Halka Ledwie nie pękło, nie wyskoczyło ono niebodze. Ach Jontku! Jontku! po co ci było trapić mnie srodze. Jontek Cha, cha, cha, cha, cha, cha! Halka Ty śmiejesz się? Jontku uchodźmy stąd Jontek Uchodźmy stąd. Halka Jakoś tak dziwno w tem wielkiem mieście, jakoś tak straszno wiejskiej niewieście!… Nie widać jak, nie widać skąd słoneczko wschodzi? Nie widać jak, nie widać gdzie słonko zachodzi. Uchodźmy stąd! te głuche mury tak mnie, tak straszą mnie. Uchodźmy stąd… uchodźmy z nim, uchodźmy w góry, on przyjdzie tam… Och! on czeka mnie za miastem już. Ty śmiejesz cię? Jontek Uchodźmy więc, gdy czeka nas i gdy przyjść ma, cha, cha, cha, cha… Aria I ty mu wierzysz, biedna dziewczyno, Że cię nie zwodzi ty wierzysz mu? Jak wicher świszczy nad połoniną, jak z gór potoki płyną i płyną, tak skłamał on, nie przyjdzie tu, tak skłamał on, nie przyjdzie tu. Ty biedna dziewka, on panicz twój, pamiętaj to, on panicz twój! A ty mu wierzysz, biedna dziewczyno, że cię nie zwodzi ty wierzysz mu? Halka Ach, wierzę mu! Ach wierzę mu!… Jontek Ty nie wiesz co to miłość panicza z biedną góralką, o nie wiesz ty u niego będzie słodycz oblicza i mowa słodka jak twarz dziewicza, sercem on drwi, bo sercem zły a ty chcesz wierzyć w miłość panicza? On jak zło kupił biedną twą duszę, on pan! a panów lubicie wy. On jak zło kupił biedną twą duszę, on pan, a panów lubicie wy. Kiedy jak deszczu w wiosenną suszę jam pragnął cię, jam kochał cię, jam pragnął cię, jam kochał cię. On rzekł „Mieć muszę” i spojrzał raz I jegoś ty, i jegoś ty, Zabrał ci wianek, zabrał ci duszę, on zgubił cię, zabrał ci duszę. O moja Halko!… biedna dziewczyno! że cię nie zwodzi ty wierzysz mu? Jak wicher świszcze nad połoniną, jak z gór potoki płyną i płyną, tak skłamał on, nie przyjdzie tu, tak skłamał on, nie przyjdzie tu, tak skłamał on, nie przyjdzie tu. Myślisz, że po to przyszliśmy tu byś ty szczęśliwa, byś ty wesoła, Jaśka ujrzała, swego sokoła? A Jaśko pan! Z Cześnika córką zawodzi tan. Oj, pięknaż ona! piękny on! Oj, pięknaż ona, pięknyż on, Oj, pięknaż, piękna ona, oj piękny, oj piękny on. Chór za sceną Niechaj żyje para młoda przy zaręczyn tych obrzędzie, wieczna miłość, wieczna zgoda w młodym stadle niechaj będzie. Halka Puszczajcie mnie! puszczajcie mnie! tu ojciec dzieciątka naszego, tu ojciec dzieciątka naszego. Jontek Uchodźmy z miejsca tego, zobaczą cię, uchodźmy stąd, Halka Puszczajcie mnie Jontek Zobaczą cię Halka Puszczajcie mnie! puszczajcie mnie! tu ojciec dzieciątka mojego, tu ojciec dzieciątka mojego, do pana naszego ty Jontku prowadź mnie! do pana naszego ty Jontku prowadź mnie! Jaśku, panie ty usłysz mnie, o Jaśku mój, sokole mój… Puszczajcie mnie, puszczajcie mnie. Chór służących Co to za krzyk co wznosi się i hałas ten co oznaczać ma. Co to za krzyk co wznosi się i hałas ten co oznaczać ma. Halka Puszczajcie mnie! Jontek Uchodźmy stąd! Halka Puszczajcie mnie. Tu panicz mój, tu Jaśko mój, tu panicz mój! tu Jaśko mój! Jaśko mój! Jaśku mój! Jaśku! O Jaśku, zabiłeś ty mnie. Jaśku! Mój Jaśku! Zabiłeś ty mnie! Jaśku panie, ach, ty serce me wydarłeś mnie! Wydarłeś mnie! O panie mój, uwiodłeś mnie! Mój sokole! Sokoleńku! Jontek Zobaczą cię. O Halko spiesz, pokrzywdzą cię O Halko spiesz, pokrzywdzą cię, pokrzywdzą cię, uchodźmy stąd, ach! pokrzywdzą cię! Uchodźmy stąd. Halko uchodź stąd! uchodź stąd! Uchodź stąd! Słuchaj mnie! Marszałek Wypędzić ich, precz stąd, precz stąd! Do czeladzi, precz z zabawy! do czeladzi, a z zabawy precz! precz! Precz! Chór Precz stąd! precz z zabawy, precz, precz! idźcie do czeladzi, tam wam będę radzi, tam wam dadzą strawy, a z zabawy precz! precz! precz! Dziwna jakaś dziewka, dziwna dziewka! Dziwna jakaś dziewka, smutna jakaś dziewka, przecież wyjść kazali, nie czekajcie dalej! Chór i Marszałek Precz ż zabawy! precz! Janusz Jontek z nią? więc to on, więc to on dziewkę tę przywiódł tu? Dam ja mu! Dam ja mu! Dam ja mu! Zofia Dziwna dziewka, smutna śpiewka wyjść kazali, ona dalej, dalej, dalej nuci smutny, straszny śpiew, smutny śpiew, ach, straszny śpiew. Cześnik i Janusz Dziwna dziewka, smutna śpiewka, wyjść kazali, ona śpiewa dalej i nie zważa na nic, a przecież wyjść kazali ona śpiewa dalej, dalej i nie zważa nic. Halka Oj sokole, sokoleńku! stumaniłeś gołąbeczka powolutku, pomaleńku, bielutkiego gołąbeczka stumaniłeś mój sokole. Jontek O biedna dziewko smutna twoja śpiewka. Serce się nie zbudzi u wielmożnych ludzi, głuchy panicz twój! głuchy panicz twój! Janusz Wypędzić ich. Halka O Jaśku mój! Jaśku! Panie! O Jaśku serce moje wydarłeś, ty wydarłeś mnie! Jontek Halko, uchodź stąd, pokrzywdzą cię. Uchodź stąd! skrzywdzą cię Halko słuchaj! uchodź stąd! skrzywdzą cię! Halko słuchaj mnie, uchodźmy Halko stąd, posłuchaj mnie, uchodźmy stąd! Chór i Marszałek Precz stąd! precz z zabawy, precz stąd, precz! idźcie do czeladzi, a stąd precz! precz z zabawy! precz z zabawy, precz! Do czeladzi, precz z zabawy, Do czeladzi, precz z zabawy, do czeladzi, tam wam dadzą strawę, a z zabawy precz! Koniec aktu I. Moniuszko,Stanisław/Halka/II+
https://w.atwiki.jp/oper/pages/3375.html
AKT II SCENA 1 Jeden głos z głębi sceny Po nieszporach, przy niedzieli skoro jeszcze słonko jasne… Chór Po nieszporach, przy niedzieli skoro jeszcze słonko jasne, człek się nieco rozweseli, wszak się cały tydzień poci, niech się nieco rozochoci, wszak to tylko jego własne. Młodzi – tenory Ot, niedługo panicz młody z swą bohdanką tu przybędzie, Kobiety z swą bohdanką tu przybędzie, Tenory Tam we dworze będę gody, jużci nie zapomną człeka. Basy Choć we dworze będą gody, człek przed biedą wciąż ucieka, a ta zmora za nim wszędzie, Tutti a ta zmora za nim wszędzie goni, więc wesoły, więc ochoczy niech nam będzie dzień dzisiejszy, więc wesoły, więc ochoczy niech nam będzie dzień dzisiejszy, jutro znowu dzień roboczy a pojutrze mozolniejszy. Więc wesoły, więc ochoczy niech nam będzie dzień dzisiejszy. Jutro znowu dzień roboczy i pojutrze dzień roboczy, potem jeszcze mozolniejszy, potem jeszcze mozolniejszy. Więc wesoły, więc ochoczy niech nam będzie dzień dzisiejszy, więc wesoły, więc ochoczy niech dzisiejszy będzie dzień. Kobiety Czy też panicz nasz bez dumy na wesele prosi kumy? Basy Oj kobiety, oj dziewczęta, panicz was urokiem pęta. Kobiety Panicz to dobroci rzadkiej, taki grzeczny, taki gładki. Basy Grzeczny-ć on to jak panowie, Dobry-ć on to lecz we słowie. Oj, kobiety. Solo Więc wesoły, więc ochoczy niech nam będzie dzień dzisiejszy. Chór męski Słonko gaśnie, dzień się mroczy i szczyt góry coraz mniejszy. Tutti a człek swobodniejszy ale razem i smutniejszy. Solo Więc wesoły, więc ochoczy niech nam będzie dzień dzisiejszy. Tutti Jutro znowu i pojutrze dzień roboczy, potem jeszcze mozolniejszy, potem jeszcze mozolniejszy. Więc wesoły, więc ochoczy niech nam będzie dzień dzisiejszy. Więc wesoły, więc ochoczy niech dzisiejszy będzie dzień! SCENA 2 Jontek z Halką Chór Lecz cóż to? Basy Cóż tam? Tenory Co to za chłopak? Alty Co to za chłopak? Soprany Przybywa z dziewką? Tenory To Jontek! Basy Tak to Jontek! Kobiety Lecz dziewczyna? Jontek Do wesela szczęść wam Boże i daj radość wam, lecz gdzie bieda, nie pomoże nawet śpiewka tam, więc was nie powitam śpiewką. Chór To Halka! Jontek To Halka! to ona, to dziewka z naszej wsi. Chór Skąd to Jontku wróciliście, skąd tę dziewkę przywiedliście, jak zmieniona, jak zbiedzona aż spojrzeć na nią wstręt. Jontek Wracam z miasta od panicza. Halka Wracam z miasta od panicza, nie poznali mnie z oblicza, bom zmieniona, bom ja ptak. Oj sokole, mój sokole po coś zleciał tu na pole, po coś znęcił gołąbeczka i stumanił mój sokole! bielutkiego gołąbeczka, stumaniłeś go! Chór Biedna Halka, jak zmieniona, aż spojrzeć na nią wstręt, zmieniona, zbiedzona aż spojrzeć na nią wstręt. Jontek At, zwyczajnie pański sprzęt. Tak się kończą zalecanki. Panicz u nóg swej bohdanki Cześnikówny gładkiej pani, gdzież o chłopce pomnieć ma? Halka Lecz nie sprzedał duszy dla niej, duszy czartu. Chór Opowiedz Jontku jak było tam, opowiedz Jontku jak było tam! jak się to stało, opowiedz nam! Jontek Opowiem wam. Basy Opowiedz nam. Jontek Przyszliśmy właśnie w zaręczyn chwilę. Gdy ją zobaczył, zaczął ją mile mamić i durzyć słówkami swemi i rzucać tuman czarami swemi, potem za miasto wysyłał ją. Nie mogłem znieść kłamstwa tych słów. Prawdęm powiedział, on mnie i ją za bramę wygnać kazał jak psów. Alty i soprany Ach! Tenory i basy Za bramę wygnać kazał jak psów. Halka Znów mi się zjawiasz, tumanisz znów, sokoleńku, mój sokole… nie, nie, nie… Gołąbeczek nad górami zatrzepotał skrzydełkami… ale już nie bielutkiemi, lecz krwią własną czerwonemi zatrzepotał skrzydełkami i jak kamień spadł ku ziemi. Chór Tak to, tak to z panami, to taka miłość ich, oj, tak to z nimi, oj, tak to z nimi, oj biedna nieboga, biedna ona! Tak to z panami, tak z zalotami ich. Tak to z panami, to taka miłość ich. Patrzcie! Ach patrzcie! Kruk czarny nad Halą, czarny kruk wzleciał nad Halę, wzleciał nad nią, jak gdyby wietrzył. Halka Z gołąbki trup! Chór Tak to, tak to z panami, tak z zalotami ich, tak to, tak to panami, tak, oj tak to z nimi, oj tak to z nimi, o biedna nieboga, oj biedna ona. Tak to z panami, tak z zalotami ich. (tylko chór męski) Tak to z panami, tak z zalotami, tak to z panami, tak z zalotami, tak z zalotami, tak z zalotami panów złych. Biedna, oj biedna nieboga, tak to z panami, tak z zalotami, o biedna nieboga, biedna nieboga, biedna nieboga! Jontek Otóż jadą! Chór Już jadą! SCENA 3 Ci sami i Marszałek potem Cześnik, Janusz, Zofia. Marszałek Dobrze żeście tu gromadą, przywitajcież mi rozgłośnie i pokłońcie się radośnie, powitajcież mi rozgłośnie i pokłońcie się radośnie młodej pani, pięknej pani! Chór Powitajmy ją rozgłośnie i pokłońmy się radośnie, powitajmy ją. Cześnik (wchodząc) Jak się macie dobre dzieci? Chór Dziękujemy Jegomości. Janusz Jak się macie dobrzy ludzie? Chór Dziękujemy paniczowi. Marszałek (spostrzegając Halkę) O wściekłości! Halka tu. Zofia Jak się macie. Chór żeński Dziękujemy panieneczce, dziękujemy pani, dziękujemy panieneczce, dziękujemy pani. Marszałek Cóż, czy gardła wasze głodne, że witacie tak milcząco, to dziewczątko tak urodne waszą panią! Chór męski Powitajmy ją gorąco, pokłonijmy się radośnie, zaśpiewajmy im rozgłośnie, Tutti Powitajmy ich gorąco Daj wam Boże długie lata! I to ożenienie stałe szczęście niech wam daje, długi wiek i mienie, szczęście niech wam daje, długi wiek i mienie, długi wiek i mienie. Daj wam Boże stałe szczęście, wiek i mienie. Daj wam Boże stałe szczęście, wiek i mienie. Zofia (spostrzegając Halkę) Lecz cóż to? Jakaś biedna dziewczyna. Chór To biedna dziewczyna. Zofia Z tą twarzą bladą, cierpiącą. Chór z tą twarzą wybladłą, cierpiącą. Janusz na stronie Ha! czy też jej nie poznała?! Zofia Jakaż to biedna dziewczyna z tą twarzą bladą, cierpiąca, ta twarz mi się przypomina zda się widziałam już ją, ta twarz mi się przypomina, ach! zda się widziałam już ją. Jakaż to biedna dziewczyna z tą twarzą bladą, cierpiąca, ach zda się widziałam ją, widziałam ją. Cześnik Jakaż to biedna dziewczyna z tą twarzą bladą, cierpiąca, ta twarz mi się przypomina, ach, zda się widziałem już ją. Jontek (na stronie) Ha! żeby ją też poznała, żeby poznała, o Boże! łatwo domyśleć się może, wtedy wzgardziłaby go. Chór Poznała, może poznała, poznała, może poznała. Biedne obydwie, oszukał jedną zaledwie i znów oszukał tą. Oszukał tą, oszukał tą. Zofia Jakaż to biedna dziewczyna, z tą twarzą bladą, cierpiąca, ta twarz mi się przypomina, ach, zda się widziałam już ją. Zda się już widziałam ją, zda się już widziałam ją. Jontek Ha! żeby ją też poznała, O żeby poznała, o Boże, domyśleć się łatwo może, a wtedy wzgardziłaby go, wtedy wzgardziłaby go, wtedy wzgardziłaby go. Cześnik i Marszałek Jakaż to biedna dziewczyna z tą twarzą bladą, cierpiąca, ta twarz mi się przypomina, widziałem już ją, widziałem już ją widziałem już ją. Janusz Czy ona jej nie poznała. Ha! piekło serce me pali, jak sama się nie oddali, potrafię oddalić ją, potrafię oddalić ją, potrafię oddalić ją. Halka Nad biedną Halką zlituj się Boże, osłoń jej nędzę opieką swą. Janusz Czy ona jej nie poznała? Ha! piekło serce me pali, jak sama się nie oddali, potrafię oddalić ją, potrafię stąd oddalić, oddalić ją, oddalę ją. Soliści (bez Halki i Janusza) Głos obłąkanej woła do Boga, osłoń ją Panie opieką Twą. Głos obłąkanej woła do Boga, Osłoń ją Panie opieką Twą, Ty osłoń ją. O Panie osłoń ją opieką Twą. Chór O Panie, osłoń ją opieką Twą, osłoń ją, Panie, osłoń ją. Zofia Nie mylę się, widziałam ją. Janusz O nie, moja ukochana, nie mogłaś widzieć tej twarzy, jakaś biedna, obłąkana, jakieś piosnki sobie marzy. Halka Jaśku! mój Jaśku! Janusz (na stronie) Ha! potężnie Bóg mścić umie chwilowy błąd, ale Zofia nie rozumie. Tak! więc mężnie uchodźmy stąd, potem z dziewczyną poradzę sobie. Halka Gołąbeczek siadł na grobie… Zofia Co tobie mała, co tobie? Janusz Spieszmy, spieszmy do kościoła mrok nastaje i czas woła. Zofia Jakoś ciężko tu na sercu, śpieszmy, śpieszmy do kościoła, śpieszmy do kościoła, śpieszmy do kościoła, śpieszmy, by uświęcić związek nasz. Janusz Do kościoła! Już mrok nastaje, do kościoła, czas woła, śpieszmy, by uświęcić związek nasz. Cześnik Jakoś nudno tu na dworze! Do kościoła! Ach, spieszmy do kościoła, do kościoła czas już woła, spieszmy, by uświęcić związek wasz. Chór (Soprany i alty) Daj wam Boże długie lata Tutti i to ożenienie stałe szczęście niech wam daje, długi wiek i mienie. Jontek I cierpienie. Marszałek Kto tam z pomiędzy was odezwał się? Tenory Nikt. Basy Nikt. Marszałek (do oddalającego się chóru) A więc dalej spieszcie się i parami, i radośnie, państwa młodych zawrzeć wkoło, zaśpiewajcie im rozgłośnie, lecz po ślubie. Chór (u drzwi kościoła) Zaśpiewajmy im wesoło. Oj wesoło! Oj wesoło! Jontek Więc widziałaś, więc słyszałaś teraz więc przekonaj się. Halka Gdzie mój Jaśko? gdzie mój sokół? Jontek Patrzaj tam! Przed ołtarzem stoją razem, proboszcz czyta, oni z cicha mówią za nim a z wyrazem każdym płacze panna młoda. Halka Oj szkoda cię Jasiu, oj szkoda i mnie szkoda! Jontek A twój Jaśko się uśmiecha, Halka Oj szkoda cię Jasiu! Jontek a twój Jaśko się uśmiecha. Halka Oj szkoda Jasiu cię. O mój miły, mój ty drogi Jaśku, szkoda cię O mój drogi, szkoda cię mój Jaśku! szkoda cię. Jontek Ona płacze, on się śmieje, biedna pani! szkoda cię. Ona płacze, on się śmieje, biedna pani! szkoda, szkoda cię. Halka Ach! gdybyś ty Jontku znał… Jontek Teraz pierścień on jej dał. Halka Ach, w sercu się dzieje tu. Jontek Ona pierścień dała jemu. Halka Aż się człowiek mówić boi… Jontek A on stoi tak wesoły jak i stał. Ha1ka Gdybyś znał! gdybyś znał… Jontek (zbliża się do Halki) Tak wesoły jak i stał. Halka Gdybyś znał! gdyby znał, rzekłbyś ze mną. Jaśko mój drogi, Jaśko mój złoty. Jaśko szkoda! szkoda cię szkoda Jaśka, drogiego pana mojego Jaśko, szkoda, szkoda cię mój Jaśko, mój drogi. Jontek Tak wesoły jak i stał. Biedna Halko, o biedna dziewczyno, ty biedna płaczesz, on się śmieje o Halko szkoda cię. Halko przestań żalić się twoje łzy zabiją mnie, ty płaczesz, on się śmieje, biedna Halko, szkoda cię, szkoda cię, biedna Halko szkoda cię, o Halko! (biegnie do drzwi kościółka) Już! Halka (pada zemdlona) Już! Chór (w kościółku) Ojcze z niebios, Boże, Panie tu na ziemi zeszlij nam Twoje święte zmiłowanie, tu na ziemię zeszlij nam. Ojcze z niebios Boże, Panie tu na ziemię zeszlij nam Twoje święte zmiłowanie, tu na ziemię zeszlij nam. Halka Ha! Dzieciątko nam umiera, z głodu umiera, dzieciątko z głodu umiera a matka tu, a ojciec tam! Dziecię wyciąga rączęta i miłosiernie spoziera, a matka tu, a ojciec tam!… Ha! wszak i suka swe szczenięta karmi, otula i lula, a moje dziecię umiera. O mój maleńki, któż do trumienki ubierze cię, spowije cię? O mój maleńki, któż do trumienki ubierze cię, spowije cię? O mój maleńki któż do trumienki ubierze cię, kto mój maleńki, kto do trumienki ułoży cię? Kto zakołysze na wieczny sen? Kto ukołysze na wieczny sen, kto ukołysze na wieczny sen? A serce gdzie? Hej, Jaśko, gdzie? A łzy te moje, te krwawe łzy? Ja zemszczą się! Zabiję Jaśka, bom matka ja i żona twa. Ja serce twoje wydrę ci za krzywdę moją pomszczę się. Hej! Jaśku! Panie, słyszysz mię! Chór Boże mocny, święty Boże, nad Twym ludem zlituj się! Wszakże dłoń Twa wszystko może! Ach! Nad nami zlituj się. i przez Syna Twego męki ulżyj smutnej biedzie tej, łzom pofolguj, ukój męki Boże Wielki litość miej! Boże Wielki litość miej! Ach litość miej, a łzom pofolguj, ukój jęki, Boże błogosław nam! Halka Boże mocny! litość miej Boże, dzięki Ci! Boże mocny dzięki, dzięki Ci, Boże Wielki, dzięki Panie! dzięki Tobie! dzięki Tobie! Boże Panie, dzięki Ci! Już bym cię miała zabić mój drogi, Jaśka i Pana mojego O przebacz! przebacz łzom twej niebogi, śmierci dzieciątka naszego. O żyj szczęśliwy, Żyj, choć nie dla mnie, z tą piękną panią, raduj się ty, tylko czasem pomódl się za mnie, umieram, błogosławię ci, I tylko czasem pomódl się za mnie, umieram, błogosławię, błogosławię ci! Jontek Halko! o Halko! Chór Już za późno, już za późno, Utonęła, utonęła biedna już. Janusz i Cześnik Kto utonął? Jontek Halka! Chór Już za późno, już za późno, Utonęła biedna Halka już! Marszałek Teraz właśnie nadszedł czas, państwa młodych zawrzeć wkoło i zaśpiewać piosnkę wraz. Chór Zaśpiewamy ją wesoło. Koniec opery. AKT II SCENA 1 Jeden głos z głębi sceny Po nieszporach, przy niedzieli skoro jeszcze słonko jasne… Chór Po nieszporach, przy niedzieli skoro jeszcze słonko jasne, człek się nieco rozweseli, wszak się cały tydzień poci, niech się nieco rozochoci, wszak to tylko jego własne. Młodzi – tenory Ot, niedługo panicz młody z swą bohdanką tu przybędzie, Kobiety z swą bohdanką tu przybędzie, Tenory Tam we dworze będę gody, jużci nie zapomną człeka. Basy Choć we dworze będą gody, człek przed biedą wciąż ucieka, a ta zmora za nim wszędzie, Tutti a ta zmora za nim wszędzie goni, więc wesoły, więc ochoczy niech nam będzie dzień dzisiejszy, więc wesoły, więc ochoczy niech nam będzie dzień dzisiejszy, jutro znowu dzień roboczy a pojutrze mozolniejszy. Więc wesoły, więc ochoczy niech nam będzie dzień dzisiejszy. Jutro znowu dzień roboczy i pojutrze dzień roboczy, potem jeszcze mozolniejszy, potem jeszcze mozolniejszy. Więc wesoły, więc ochoczy niech nam będzie dzień dzisiejszy, więc wesoły, więc ochoczy niech dzisiejszy będzie dzień. Kobiety Czy też panicz nasz bez dumy na wesele prosi kumy? Basy Oj kobiety, oj dziewczęta, panicz was urokiem pęta. Kobiety Panicz to dobroci rzadkiej, taki grzeczny, taki gładki. Basy Grzeczny-ć on to jak panowie, Dobry-ć on to lecz we słowie. Oj, kobiety. Solo Więc wesoły, więc ochoczy niech nam będzie dzień dzisiejszy. Chór męski Słonko gaśnie, dzień się mroczy i szczyt góry coraz mniejszy. Tutti a człek swobodniejszy ale razem i smutniejszy. Solo Więc wesoły, więc ochoczy niech nam będzie dzień dzisiejszy. Tutti Jutro znowu i pojutrze dzień roboczy, potem jeszcze mozolniejszy, potem jeszcze mozolniejszy. Więc wesoły, więc ochoczy niech nam będzie dzień dzisiejszy. Więc wesoły, więc ochoczy niech dzisiejszy będzie dzień! SCENA 2 Jontek z Halką Chór Lecz cóż to? Basy Cóż tam? Tenory Co to za chłopak? Alty Co to za chłopak? Soprany Przybywa z dziewką? Tenory To Jontek! Basy Tak to Jontek! Kobiety Lecz dziewczyna? Jontek Do wesela szczęść wam Boże i daj radość wam, lecz gdzie bieda, nie pomoże nawet śpiewka tam, więc was nie powitam śpiewką. Chór To Halka! Jontek To Halka! to ona, to dziewka z naszej wsi. Chór Skąd to Jontku wróciliście, skąd tę dziewkę przywiedliście, jak zmieniona, jak zbiedzona aż spojrzeć na nią wstręt. Jontek Wracam z miasta od panicza. Halka Wracam z miasta od panicza, nie poznali mnie z oblicza, bom zmieniona, bom ja ptak. Oj sokole, mój sokole po coś zleciał tu na pole, po coś znęcił gołąbeczka i stumanił mój sokole! bielutkiego gołąbeczka, stumaniłeś go! Chór Biedna Halka, jak zmieniona, aż spojrzeć na nią wstręt, zmieniona, zbiedzona aż spojrzeć na nią wstręt. Jontek At, zwyczajnie pański sprzęt. Tak się kończą zalecanki. Panicz u nóg swej bohdanki Cześnikówny gładkiej pani, gdzież o chłopce pomnieć ma? Halka Lecz nie sprzedał duszy dla niej, duszy czartu. Chór Opowiedz Jontku jak było tam, opowiedz Jontku jak było tam! jak się to stało, opowiedz nam! Jontek Opowiem wam. Basy Opowiedz nam. Jontek Przyszliśmy właśnie w zaręczyn chwilę. Gdy ją zobaczył, zaczął ją mile mamić i durzyć słówkami swemi i rzucać tuman czarami swemi, potem za miasto wysyłał ją. Nie mogłem znieść kłamstwa tych słów. Prawdęm powiedział, on mnie i ją za bramę wygnać kazał jak psów. Alty i soprany Ach! Tenory i basy Za bramę wygnać kazał jak psów. Halka Znów mi się zjawiasz, tumanisz znów, sokoleńku, mój sokole… nie, nie, nie… Gołąbeczek nad górami zatrzepotał skrzydełkami… ale już nie bielutkiemi, lecz krwią własną czerwonemi zatrzepotał skrzydełkami i jak kamień spadł ku ziemi. Chór Tak to, tak to z panami, to taka miłość ich, oj, tak to z nimi, oj, tak to z nimi, oj biedna nieboga, biedna ona! Tak to z panami, tak z zalotami ich. Tak to z panami, to taka miłość ich. Patrzcie! Ach patrzcie! Kruk czarny nad Halą, czarny kruk wzleciał nad Halę, wzleciał nad nią, jak gdyby wietrzył. Halka Z gołąbki trup! Chór Tak to, tak to z panami, tak z zalotami ich, tak to, tak to panami, tak, oj tak to z nimi, oj tak to z nimi, o biedna nieboga, oj biedna ona. Tak to z panami, tak z zalotami ich. (tylko chór męski) Tak to z panami, tak z zalotami, tak to z panami, tak z zalotami, tak z zalotami, tak z zalotami panów złych. Biedna, oj biedna nieboga, tak to z panami, tak z zalotami, o biedna nieboga, biedna nieboga, biedna nieboga! Jontek Otóż jadą! Chór Już jadą! SCENA 3 Ci sami i Marszałek potem Cześnik, Janusz, Zofia. Marszałek Dobrze żeście tu gromadą, przywitajcież mi rozgłośnie i pokłońcie się radośnie, powitajcież mi rozgłośnie i pokłońcie się radośnie młodej pani, pięknej pani! Chór Powitajmy ją rozgłośnie i pokłońmy się radośnie, powitajmy ją. Cześnik (wchodząc) Jak się macie dobre dzieci? Chór Dziękujemy Jegomości. Janusz Jak się macie dobrzy ludzie? Chór Dziękujemy paniczowi. Marszałek (spostrzegając Halkę) O wściekłości! Halka tu. Zofia Jak się macie. Chór żeński Dziękujemy panieneczce, dziękujemy pani, dziękujemy panieneczce, dziękujemy pani. Marszałek Cóż, czy gardła wasze głodne, że witacie tak milcząco, to dziewczątko tak urodne waszą panią! Chór męski Powitajmy ją gorąco, pokłonijmy się radośnie, zaśpiewajmy im rozgłośnie, Tutti Powitajmy ich gorąco Daj wam Boże długie lata! I to ożenienie stałe szczęście niech wam daje, długi wiek i mienie, szczęście niech wam daje, długi wiek i mienie, długi wiek i mienie. Daj wam Boże stałe szczęście, wiek i mienie. Daj wam Boże stałe szczęście, wiek i mienie. Zofia (spostrzegając Halkę) Lecz cóż to? Jakaś biedna dziewczyna. Chór To biedna dziewczyna. Zofia Z tą twarzą bladą, cierpiącą. Chór z tą twarzą wybladłą, cierpiącą. Janusz na stronie Ha! czy też jej nie poznała?! Zofia Jakaż to biedna dziewczyna z tą twarzą bladą, cierpiąca, ta twarz mi się przypomina zda się widziałam już ją, ta twarz mi się przypomina, ach! zda się widziałam już ją. Jakaż to biedna dziewczyna z tą twarzą bladą, cierpiąca, ach zda się widziałam ją, widziałam ją. Cześnik Jakaż to biedna dziewczyna z tą twarzą bladą, cierpiąca, ta twarz mi się przypomina, ach, zda się widziałem już ją. Jontek (na stronie) Ha! żeby ją też poznała, żeby poznała, o Boże! łatwo domyśleć się może, wtedy wzgardziłaby go. Chór Poznała, może poznała, poznała, może poznała. Biedne obydwie, oszukał jedną zaledwie i znów oszukał tą. Oszukał tą, oszukał tą. Zofia Jakaż to biedna dziewczyna, z tą twarzą bladą, cierpiąca, ta twarz mi się przypomina, ach, zda się widziałam już ją. Zda się już widziałam ją, zda się już widziałam ją. Jontek Ha! żeby ją też poznała, O żeby poznała, o Boże, domyśleć się łatwo może, a wtedy wzgardziłaby go, wtedy wzgardziłaby go, wtedy wzgardziłaby go. Cześnik i Marszałek Jakaż to biedna dziewczyna z tą twarzą bladą, cierpiąca, ta twarz mi się przypomina, widziałem już ją, widziałem już ją widziałem już ją. Janusz Czy ona jej nie poznała. Ha! piekło serce me pali, jak sama się nie oddali, potrafię oddalić ją, potrafię oddalić ją, potrafię oddalić ją. Halka Nad biedną Halką zlituj się Boże, osłoń jej nędzę opieką swą. Janusz Czy ona jej nie poznała? Ha! piekło serce me pali, jak sama się nie oddali, potrafię oddalić ją, potrafię stąd oddalić, oddalić ją, oddalę ją. Soliści (bez Halki i Janusza) Głos obłąkanej woła do Boga, osłoń ją Panie opieką Twą. Głos obłąkanej woła do Boga, Osłoń ją Panie opieką Twą, Ty osłoń ją. O Panie osłoń ją opieką Twą. Chór O Panie, osłoń ją opieką Twą, osłoń ją, Panie, osłoń ją. Zofia Nie mylę się, widziałam ją. Janusz O nie, moja ukochana, nie mogłaś widzieć tej twarzy, jakaś biedna, obłąkana, jakieś piosnki sobie marzy. Halka Jaśku! mój Jaśku! Janusz (na stronie) Ha! potężnie Bóg mścić umie chwilowy błąd, ale Zofia nie rozumie. Tak! więc mężnie uchodźmy stąd, potem z dziewczyną poradzę sobie. Halka Gołąbeczek siadł na grobie… Zofia Co tobie mała, co tobie? Janusz Spieszmy, spieszmy do kościoła mrok nastaje i czas woła. Zofia Jakoś ciężko tu na sercu, śpieszmy, śpieszmy do kościoła, śpieszmy do kościoła, śpieszmy do kościoła, śpieszmy, by uświęcić związek nasz. Janusz Do kościoła! Już mrok nastaje, do kościoła, czas woła, śpieszmy, by uświęcić związek nasz. Cześnik Jakoś nudno tu na dworze! Do kościoła! Ach, spieszmy do kościoła, do kościoła czas już woła, spieszmy, by uświęcić związek wasz. Chór (Soprany i alty) Daj wam Boże długie lata Tutti i to ożenienie stałe szczęście niech wam daje, długi wiek i mienie. Jontek I cierpienie. Marszałek Kto tam z pomiędzy was odezwał się? Tenory Nikt. Basy Nikt. Marszałek (do oddalającego się chóru) A więc dalej spieszcie się i parami, i radośnie, państwa młodych zawrzeć wkoło, zaśpiewajcie im rozgłośnie, lecz po ślubie. Chór (u drzwi kościoła) Zaśpiewajmy im wesoło. Oj wesoło! Oj wesoło! Jontek Więc widziałaś, więc słyszałaś teraz więc przekonaj się. Halka Gdzie mój Jaśko? gdzie mój sokół? Jontek Patrzaj tam! Przed ołtarzem stoją razem, proboszcz czyta, oni z cicha mówią za nim a z wyrazem każdym płacze panna młoda. Halka Oj szkoda cię Jasiu, oj szkoda i mnie szkoda! Jontek A twój Jaśko się uśmiecha, Halka Oj szkoda cię Jasiu! Jontek a twój Jaśko się uśmiecha. Halka Oj szkoda Jasiu cię. O mój miły, mój ty drogi Jaśku, szkoda cię O mój drogi, szkoda cię mój Jaśku! szkoda cię. Jontek Ona płacze, on się śmieje, biedna pani! szkoda cię. Ona płacze, on się śmieje, biedna pani! szkoda, szkoda cię. Halka Ach! gdybyś ty Jontku znał… Jontek Teraz pierścień on jej dał. Halka Ach, w sercu się dzieje tu. Jontek Ona pierścień dała jemu. Halka Aż się człowiek mówić boi… Jontek A on stoi tak wesoły jak i stał. Ha1ka Gdybyś znał! gdybyś znał… Jontek (zbliża się do Halki) Tak wesoły jak i stał. Halka Gdybyś znał! gdyby znał, rzekłbyś ze mną. Jaśko mój drogi, Jaśko mój złoty. Jaśko szkoda! szkoda cię szkoda Jaśka, drogiego pana mojego Jaśko, szkoda, szkoda cię mój Jaśko, mój drogi. Jontek Tak wesoły jak i stał. Biedna Halko, o biedna dziewczyno, ty biedna płaczesz, on się śmieje o Halko szkoda cię. Halko przestań żalić się twoje łzy zabiją mnie, ty płaczesz, on się śmieje, biedna Halko, szkoda cię, szkoda cię, biedna Halko szkoda cię, o Halko! (biegnie do drzwi kościółka) Już! Halka (pada zemdlona) Już! Chór (w kościółku) Ojcze z niebios, Boże, Panie tu na ziemi zeszlij nam Twoje święte zmiłowanie, tu na ziemię zeszlij nam. Ojcze z niebios Boże, Panie tu na ziemię zeszlij nam Twoje święte zmiłowanie, tu na ziemię zeszlij nam. Halka Ha! Dzieciątko nam umiera, z głodu umiera, dzieciątko z głodu umiera a matka tu, a ojciec tam! Dziecię wyciąga rączęta i miłosiernie spoziera, a matka tu, a ojciec tam!… Ha! wszak i suka swe szczenięta karmi, otula i lula, a moje dziecię umiera. O mój maleńki, któż do trumienki ubierze cię, spowije cię? O mój maleńki, któż do trumienki ubierze cię, spowije cię? O mój maleńki któż do trumienki ubierze cię, kto mój maleńki, kto do trumienki ułoży cię? Kto zakołysze na wieczny sen? Kto ukołysze na wieczny sen, kto ukołysze na wieczny sen? A serce gdzie? Hej, Jaśko, gdzie? A łzy te moje, te krwawe łzy? Ja zemszczą się! Zabiję Jaśka, bom matka ja i żona twa. Ja serce twoje wydrę ci za krzywdę moją pomszczę się. Hej! Jaśku! Panie, słyszysz mię! Chór Boże mocny, święty Boże, nad Twym ludem zlituj się! Wszakże dłoń Twa wszystko może! Ach! Nad nami zlituj się. i przez Syna Twego męki ulżyj smutnej biedzie tej, łzom pofolguj, ukój męki Boże Wielki litość miej! Boże Wielki litość miej! Ach litość miej, a łzom pofolguj, ukój jęki, Boże błogosław nam! Halka Boże mocny! litość miej Boże, dzięki Ci! Boże mocny dzięki, dzięki Ci, Boże Wielki, dzięki Panie! dzięki Tobie! dzięki Tobie! Boże Panie, dzięki Ci! Już bym cię miała zabić mój drogi, Jaśka i Pana mojego O przebacz! przebacz łzom twej niebogi, śmierci dzieciątka naszego. O żyj szczęśliwy, Żyj, choć nie dla mnie, z tą piękną panią, raduj się ty, tylko czasem pomódl się za mnie, umieram, błogosławię ci, I tylko czasem pomódl się za mnie, umieram, błogosławię, błogosławię ci! Jontek Halko! o Halko! Chór Już za późno, już za późno, Utonęła, utonęła biedna już. Janusz i Cześnik Kto utonął? Jontek Halka! Chór Już za późno, już za późno, Utonęła biedna Halka już! Marszałek Teraz właśnie nadszedł czas, państwa młodych zawrzeć wkoło i zaśpiewać piosnkę wraz. Chór Zaśpiewamy ją wesoło. Koniec opery. Moniuszko,Stanisław/Halka
https://w.atwiki.jp/oper/pages/1516.html
AKT III Na wsi u Janusza. Pomiędzy drugim a trzecim aktem upływa miesiąc. Górzysta i skalista okolica wiejska, wieczorem o zachodzie słońca. Po jednej stronie widzów wystający róg karczmy, przed którą siedzi na ławie kilku wieśniaków, górali i góralek; kilku siedzi na górach i skałach. Inni z drugiej strony wchodzą. Słychać z daleka dzwonek nieszporny. SCENA l Chór wieśniaków Po nieszporach przy niedzieli, Skoro jeszcze słonko jasne; Człek się nieco rozweseli, Wszak się cały tydzień poci! Niech się nieco rozochoci! Toć to tylko jego własne. Młodzi Ot - niedługo panicz młody Z swą bogdanką tu przybędzie, Gdy we dworze będą gody, Wszak ci nie zapomną człeka. Starzy Choć we dworze będą gody, Człek przed biedą wciąż ucieka, A ta zmora za nim wszędzie. Wszyscy Oj! Ta zmora za nim wszędzie. po chwili Więc wesoły, więc ochoczy, Niech nam będzie dzień dzisiejszy! Jutro znowu dzień roboczy I pojutrze dzień roboczy. Potem jeszcze mozolniejszy, Potem jeszcze mozolniejszy. Więc wesoły, więc ochoczy, Niech nam będzie dzień dzisiejszy! SCENA 2 Ciż i kilka kobiet wiejskich. Kobiety Dobry panicz! On bez dumy, Na wesele sprosi kumy. Starzy Oj kobiety, oj dziewczęta! Panicz was urokiem pęta. Kobiety Panicz to dobroci rzadkiej. Taki grzeczny, taki gładki! Starzy Grzeczny-ć on to, dobry w słowie, Gładki z lica jak panowie. Oj kobiety! Młodzi w głębi sceny Więc ochoczy Niech nam będzie dzień dzisiejszy! Wszyscy Słonko gaśnie, dzień się mroczy I szczyt góry już czarniejszy, A człek jakoś swobodniejszy, Ale razem i smutniejszy. Lecz wesoły i ochoczy Niech nam będzie dzień dziesiejszy! Kilku siedzących na górach Oto już idą z drugiej wioski, I z odpustu ludu siła. SCENA 3 Ciż. Przybywają górale, góralki i rozmaici wieśniacy. Przybysze Niechże będzie pochwalony! Miejscowi Na wieki! Powitania. Częstują się gorzałką. Tańce góralskie, z małym dodatkiem krakowskich. Po ukończeniu przybysze rozchodzą się; dawni pozostają. SCENA 4 Ciż i Jontek, który powoli schodzi z gór z Halką. Chór Patrzajta! Cóż tam? Co za parobczak przybywa z dziewką? Tak! To Jontek, lecz dziewczyna? Jontek Niechaj będzie pochwalony! Chór Na wieki. Jontek Bóg daj radość wam! Lecz gdy bieda, nie pomoże! Śpiew ni wyrwas tam! Chór To Halka! Jontek To ona! To dziewczę z naszej wsi. Chór Skąd to, Jontku, wróciliście, Skąd tę dziewkę przywiedliście? Jontek Wracam z miasta od panicza. Halka obłąkana Wracam z miasta od panicza. Nie poznali mnie z oblicza, Bom zmieszana, bo jak ptak. Na mą biedę i niedolę, Po coś zleciał tu na pole? Po coś znęcił gołąbeczka I stumanił, mój sokole, Bielutkiego gołąbeczka? Stumanileś go! Chór Jak zmieniona, jak zbiedzona, Aże spojrzeć na nią wstręt! Jontek At, zwyczajnie pański sprzęt! Tak się kończą zalecanki. Panicz u nóg swej bogdanki, Stolnikówny, gładkiej pani, Gdzież o chłopce pomnieć ma! Halka Lecz nie sprzedał duszy dla niej, Duszy czartu! Chór Opowiedz Jontku, jak było tam! Jak się to stało - opowiedz nam! Jontek Przyszliśmy właśnie w zaręczyn chwilę, Gdy ją zobaczył, zaczął ją mile Głaskać i słówkami czczemi, I rzucać omam czarami swemi. Za miasto potem zejść miał się z nią, Nie mogłem znieść kłamstwa tych słów, Prawdem jej wyznał. On mnie i ją Za bramę wygnać kazał, jak psów. Chór przerażony Za bramę wygnać kazał jak psów! chwila milczenia Halka Znów mi się zjawiasz, tumanisz znów Sokoleńku! - Nie, nie, nie. Gołąbeczek nad górami, Zatrzepotał skrzydełkami. Ale już nie bielutkiemi, Lecz krwią własną czerwonemi Zatrzepotał skrzydełkami, I jak kamień spadł ku ziemi. Chór Tak to, tak z dziewczętami, Tak z zalotami dworskiemi, Taka to dola ich! Jontek Ot - i niedługo państwo na ślub Z całą czeredą szumnie się zwalą. Chór Patrzcie! Kruk smutno wzleciał nad halą, Jak gdyby wietrzył. Halka kończąc piosenkę Z gołąbki trup. Chór Nie ty, niebogo zgrzeszyłaś srogo, Bo na kim innym ciąży twój grzech! Jontek wchodząc na skalę Otóż jadą! Chór Już jadą! Idą w góry. Zmiana dekoracji. AKT III Na wsi u Janusza. Pomiędzy drugim a trzecim aktem upływa miesiąc. Górzysta i skalista okolica wiejska, wieczorem o zachodzie słońca. Po jednej stronie widzów wystający róg karczmy, przed którą siedzi na ławie kilku wieśniaków, górali i góralek; kilku siedzi na górach i skałach. Inni z drugiej strony wchodzą. Słychać z daleka dzwonek nieszporny. SCENA l Chór wieśniaków Po nieszporach przy niedzieli, Skoro jeszcze słonko jasne; Człek się nieco rozweseli, Wszak się cały tydzień poci! Niech się nieco rozochoci! Toć to tylko jego własne. Młodzi Ot - niedługo panicz młody Z swą bogdanką tu przybędzie, Gdy we dworze będą gody, Wszak ci nie zapomną człeka. Starzy Choć we dworze będą gody, Człek przed biedą wciąż ucieka, A ta zmora za nim wszędzie. Wszyscy Oj! Ta zmora za nim wszędzie. po chwili Więc wesoły, więc ochoczy, Niech nam będzie dzień dzisiejszy! Jutro znowu dzień roboczy I pojutrze dzień roboczy. Potem jeszcze mozolniejszy, Potem jeszcze mozolniejszy. Więc wesoły, więc ochoczy, Niech nam będzie dzień dzisiejszy! SCENA 2 Ciż i kilka kobiet wiejskich. Kobiety Dobry panicz! On bez dumy, Na wesele sprosi kumy. Starzy Oj kobiety, oj dziewczęta! Panicz was urokiem pęta. Kobiety Panicz to dobroci rzadkiej. Taki grzeczny, taki gładki! Starzy Grzeczny-ć on to, dobry w słowie, Gładki z lica jak panowie. Oj kobiety! Młodzi w głębi sceny Więc ochoczy Niech nam będzie dzień dzisiejszy! Wszyscy Słonko gaśnie, dzień się mroczy I szczyt góry już czarniejszy, A człek jakoś swobodniejszy, Ale razem i smutniejszy. Lecz wesoły i ochoczy Niech nam będzie dzień dziesiejszy! Kilku siedzących na górach Oto już idą z drugiej wioski, I z odpustu ludu siła. SCENA 3 Ciż. Przybywają górale, góralki i rozmaici wieśniacy. Przybysze Niechże będzie pochwalony! Miejscowi Na wieki! Powitania. Częstują się gorzałką. Tańce góralskie, z małym dodatkiem krakowskich. Po ukończeniu przybysze rozchodzą się; dawni pozostają. SCENA 4 Ciż i Jontek, który powoli schodzi z gór z Halką. Chór Patrzajta! Cóż tam? Co za parobczak przybywa z dziewką? Tak! To Jontek, lecz dziewczyna? Jontek Niechaj będzie pochwalony! Chór Na wieki. Jontek Bóg daj radość wam! Lecz gdy bieda, nie pomoże! Śpiew ni wyrwas tam! Chór To Halka! Jontek To ona! To dziewczę z naszej wsi. Chór Skąd to, Jontku, wróciliście, Skąd tę dziewkę przywiedliście? Jontek Wracam z miasta od panicza. Halka obłąkana Wracam z miasta od panicza. Nie poznali mnie z oblicza, Bom zmieszana, bo jak ptak. Na mą biedę i niedolę, Po coś zleciał tu na pole? Po coś znęcił gołąbeczka I stumanił, mój sokole, Bielutkiego gołąbeczka? Stumanileś go! Chór Jak zmieniona, jak zbiedzona, Aże spojrzeć na nią wstręt! Jontek At, zwyczajnie pański sprzęt! Tak się kończą zalecanki. Panicz u nóg swej bogdanki, Stolnikówny, gładkiej pani, Gdzież o chłopce pomnieć ma! Halka Lecz nie sprzedał duszy dla niej, Duszy czartu! Chór Opowiedz Jontku, jak było tam! Jak się to stało - opowiedz nam! Jontek Przyszliśmy właśnie w zaręczyn chwilę, Gdy ją zobaczył, zaczął ją mile Głaskać i słówkami czczemi, I rzucać omam czarami swemi. Za miasto potem zejść miał się z nią, Nie mogłem znieść kłamstwa tych słów, Prawdem jej wyznał. On mnie i ją Za bramę wygnać kazał, jak psów. Chór przerażony Za bramę wygnać kazał jak psów! chwila milczenia Halka Znów mi się zjawiasz, tumanisz znów Sokoleńku! - Nie, nie, nie. Gołąbeczek nad górami, Zatrzepotał skrzydełkami. Ale już nie bielutkiemi, Lecz krwią własną czerwonemi Zatrzepotał skrzydełkami, I jak kamień spadł ku ziemi. Chór Tak to, tak z dziewczętami, Tak z zalotami dworskiemi, Taka to dola ich! Jontek Ot - i niedługo państwo na ślub Z całą czeredą szumnie się zwalą. Chór Patrzcie! Kruk smutno wzleciał nad halą, Jak gdyby wietrzył. Halka kończąc piosenkę Z gołąbki trup. Chór Nie ty, niebogo zgrzeszyłaś srogo, Bo na kim innym ciąży twój grzech! Jontek wchodząc na skalę Otóż jadą! Chór Już jadą! Idą w góry. Zmiana dekoracji. Moniuszko,Stanisław/Halka/IV
https://w.atwiki.jp/oper/pages/1506.html
SCENA 5 Cześnikowa, Stefan, Zbigniew. Cześnikowa przypatrując się młodym Witam was, witam kochane dzieciska, Więc powracacie do cichego siedliska, Toż sąsiedzi w każdej dobie, Będą was wydzierać sobie. Będą radzi wam bez granic! Bo gdzie brak chłopców, A dziewczątek dość, Taki jak każdy z was, pożądany gość. Stefan Niestety! to się nie zda na nic. Zbigniew Na nic, stryjeneczko, na nic! Cześnikowa Na nic? jeśli już ich dusze Uroczyła piękna płeć, Dawne więzy stargam, skruszę I zastawię nową sieć. Zbigniew i Stefan Na nic, na nic, nasze dusze Nie tak łatwo wpadną w sieć, Na miłosne serc katusze Nas nie skaże piękna płeć! Cześnikowa Tak, tak, to się nie zda na nic. Toteż co tchu przybyłam tu, Aby zwierzyć wam Jakie plany mam! Z tej strony Powiśla Dziewczątek bez liku, A każda przemyślą O ładnym chłopczyku. Lecz z tajnej przyczyny, O chłopców nie snadnie, Zaledwie jedyny, Na siedem przypadnie! Stąd smucą się matki Z daremną nadzieją, Bo lube ich kwiatki Samotnie starzeją. Stąd gdy się tu zjawi Czy młody, czy stary, Sąsiedzi łaskawi O niego we swary. Matunie, cioteczki, Stryjowie, ojcowie, Prowadzą ploteczki, Aż miesza się w głowie. Nim pannie tu który Wyjawi zapały, Nim skończy konkury, Rozszarpią w kawały. Aż biedny chłopak, Znudziwszy się, Chęciom na opak, Wybiera źle! Ale o was próżna trwoga, Was ominie kolej ta, Bo stryjenka z łaski Boga, O bratanków szczerze dba! Stefan i Zbigniew razem Ale o nas próżna trwoga, Nas ominie kolej ta, Bo stryjenka z łaski Boga, O bratanków szczerze dba! Cześnikowa Ale o was próżna trwoga, Was ominie kolej ta, Bo stryjenka z łaski Boga, O bratanków szczerze dba! Ze Skier Skarbnikowa Córeczki dwie chowa, I dla nich jedynie Talarów dwie skrzynie. Tam chata szlachecka Co dumą nie drażni, Tam jestem od dziecka W serdecznej przyjaźni. Córeczka Agatka Potulna owieczka, Dwadzieścia dwa latka, Jak anioł dzieweczka, Ta twoją Stefanie Z pewnością zostanie, Bo dałam już słowo Mieć ją bratankową! A druga Brygidka, Dwudziesty i czwarty, Twarzyczka niebrzydka, Noseczek zadarty. W tej miłość zakrzewię Dla ciebie Zbigniewie. I jej dałam słowo Mieć ją bratankową! Biedni sąsiedzi Toż będzie kwas! do młodych Na złość gawiedzi Pożenię was! Do jednego Będziesz miał prześliczną żonę, do drugiego Aniołeczka będziesz mieć, do obu Dałam słowo niewzruszone, Trudno wam inaczej chcieć! Stefan i Zbigniew Silną naszych serc dewizę Czyż rozerwie piękna płeć? Co się rzekło - niewzruszenie! Nie możemy swatów chcieć! Zbigniew Z synowskim afektem stryjeneczko, Składamy za troskliwość korne dziękczynienie, Lecz się zanadto twa dobroć pospieszyła, Bo mamy inne postanowienie. Stefan Tak inne wcale. Cześnikowa Ciekawam bardzo czy je pochwalę? Zbigniew Uprawiać chcemy żyzny łan, Wzajemnie dzielić pracy trud, Miłować nasz wieśniaczy lud, O jego byt serdecznie dbać. W radości, w troskach udział brać, I niezależny zachować stan. Cześnikowa Co, co, co? nie żenić się? Stefan i Zbigniew Nie, nie stryjeneczko, nie! Cześnikowa To szaleństwa istny plon. Stefan i Zbigniew Nie, nie, nie! nie chcemy żon! Cześnikowa To szalonych głów marzenie, Chcieć zmarnować serca kwiat. Ich zamiary wnet odmienię, Każdy żonkę pojmie rad. Stefan i Zbigniew Chcieć nas żenić - to marzenie, Nie pójdziemy za nim w ślad, Ja się nigdy nie ożenię, Kawalerem będzie brat. Zbigniew Najpierw się wioską zajmiemy szczerze, By w łasce Bożej kwitła szczęśliwa, Potem się długi zewsząd odbierze, Gdzie ojciec złożył nieco grosiwa. I niepotrzebna będzie palestra, Boć tu dokoła uczciwi ludzie, Potem zajedziem po mroźnej grudzie Do Kalinowa w sam dzień Sylwestra. Cześnikowa przerywając nagle Do Kalinowa!? co? do pana Miecznika! Sami? Zbigniew Koniecznie, tam największy dług. Cześnikowa Ja nie pozwolę! Zbigniew Skądże zakaz wynika? Cześnikowa Tamtego dworu niebezpieczny próg! Stefan Jak to? Cześnikowa Ślijcie kogo chcecie, A od złego Bóg uchowa! Zbigniew Lecz stryjenko, rozważ przecie, Wszak ci Miecznik z Kalinowa, Przyjacielem ojca był, Więc posyłać nie wypada, Rodzic z nim jak z bratem żył. Musim jechać. Cześnikowa Boże! Boże mój kochany, Jaką ich ocalić radą? Aj! jeżeli tam pojadą, Za nic, za nic moje plany! Zbigniew Stryjeneczko w imię Boga! Co ma znaczyć twoja trwoga? Cześnikowa Co ma znaczyć, biada! biada! SCENA 6 Ci sami, Grześ, potem wieśniacy, wieśniaczki i Maciej. Grześ wbiegając z głębi Już zebrała się gromada! Widać lud przez otwarte drzwi. Cześnikowa Aha! Jeszcze sposób mam... biegnąc ku drzwiom Pójdźcie, pójdźcie, wejdźcie tu! Choć mi w piersiach braknie tchu Powiem, co zagraża wam! Zbigniew, Stefan i wszyscy Co nam zagraża? Cześnikowa Wasi dwaj panicze, Którym, jak moim własnym synom życzę Skoro nadejdzie zimowa doba, Mimo mej prośby, jakby dla uporu Do Kalinowa do strasznego dworu, Pojadą i przepadną oba! Chór Pojadą i przepadną oba! Mocny Boże! Cześnikowa W strasznym dworze! Cześnikowa i chór W strasznym dworze zginą oba! Stefan Stryjeneczko, zlituj się! Cześnikowa Posłuchajcie mnie! Wśród szumu lasów, od wsi z daleka, Gdzie co noc jęczy puszczyków chór, Kędy szemrzący potok przenika, Stoi na wzgórzu ponury dwór. Na jego pana, co żył przed laty, Bóg rzucił z nieba przekleństwo swe, Zły duch zamieszkał pyszne komnaty I odtąd dwór ten strasznym się zwie. Tam co noc jęki dusz pokutnicze, Trwożnych mieszkańców przejmują słuch, Tam chcą pojechać wasi panicze, Tam ich nieszczęścia powiedzie duch. Chór Tam co noc jęki dusz pokutnicze, Trwożnych mieszkańców przejmują słuch, Tam chcą pojechać nasi panicze, Tam ich nieszczęścia powiedzie duch. Stefan i Zbigniew Ach! to obawy błahe szalenie, Co tylko trwożnych zarażają słuch, Bądźcie spokojni, wrócą panicze, Wiedzie ich Boskiej opieki duch. Zbigniew do ludzi Kochani! w troskliwe przesadzonej mierze, Drogą stryjenkę strach daremny bierze. Czyż tam jedziemy by pokrzywdzić kogo, By wydrzeć co nam nie należy? Nie, nie! czyste serce w nas! Tacy się tylko obawiać mogą, Których sumienie sczerniało od skaz! Ależ tutaj, czcza obawa, Po należny jedziem dług! Gdzie jak nasza święta sprawa, Tam jej los prowadzi Bóg! Cześnikowa Choć swatania trudna sprawa, Dałam słowo, spłacę dług. Pierwej od nich szybka, żwawa, Muszę przebyć straszny próg! Stefan i Zbigniew do stryjenki Zabobonna to obawa, Po należny jedziem dług Gdzie jak nasza święta sprawa, Tam jej los prowadzi Bóg! Maciej Wprawdzie panów święta sprawa, Po należny jadą dług, Jednak chwyta mnie obawa, W ten diabelski wstąpić próg. Wieśniacy Tak, daremna w nas obawa, Po należny jadą dług, A gdziekolwiek święta sprawa, Tam jej los prowadzi Bóg! SCENA 5 Cześnikowa, Stefan, Zbigniew. Cześnikowa przypatrując się młodym Witam was, witam kochane dzieciska, Więc powracacie do cichego siedliska, Toż sąsiedzi w każdej dobie, Będą was wydzierać sobie. Będą radzi wam bez granic! Bo gdzie brak chłopców, A dziewczątek dość, Taki jak każdy z was, pożądany gość. Stefan Niestety! to się nie zda na nic. Zbigniew Na nic, stryjeneczko, na nic! Cześnikowa Na nic? jeśli już ich dusze Uroczyła piękna płeć, Dawne więzy stargam, skruszę I zastawię nową sieć. Zbigniew i Stefan Na nic, na nic, nasze dusze Nie tak łatwo wpadną w sieć, Na miłosne serc katusze Nas nie skaże piękna płeć! Cześnikowa Tak, tak, to się nie zda na nic. Toteż co tchu przybyłam tu, Aby zwierzyć wam Jakie plany mam! Z tej strony Powiśla Dziewczątek bez liku, A każda przemyślą O ładnym chłopczyku. Lecz z tajnej przyczyny, O chłopców nie snadnie, Zaledwie jedyny, Na siedem przypadnie! Stąd smucą się matki Z daremną nadzieją, Bo lube ich kwiatki Samotnie starzeją. Stąd gdy się tu zjawi Czy młody, czy stary, Sąsiedzi łaskawi O niego we swary. Matunie, cioteczki, Stryjowie, ojcowie, Prowadzą ploteczki, Aż miesza się w głowie. Nim pannie tu który Wyjawi zapały, Nim skończy konkury, Rozszarpią w kawały. Aż biedny chłopak, Znudziwszy się, Chęciom na opak, Wybiera źle! Ale o was próżna trwoga, Was ominie kolej ta, Bo stryjenka z łaski Boga, O bratanków szczerze dba! Stefan i Zbigniew razem Ale o nas próżna trwoga, Nas ominie kolej ta, Bo stryjenka z łaski Boga, O bratanków szczerze dba! Cześnikowa Ale o was próżna trwoga, Was ominie kolej ta, Bo stryjenka z łaski Boga, O bratanków szczerze dba! Ze Skier Skarbnikowa Córeczki dwie chowa, I dla nich jedynie Talarów dwie skrzynie. Tam chata szlachecka Co dumą nie drażni, Tam jestem od dziecka W serdecznej przyjaźni. Córeczka Agatka Potulna owieczka, Dwadzieścia dwa latka, Jak anioł dzieweczka, Ta twoją Stefanie Z pewnością zostanie, Bo dałam już słowo Mieć ją bratankową! A druga Brygidka, Dwudziesty i czwarty, Twarzyczka niebrzydka, Noseczek zadarty. W tej miłość zakrzewię Dla ciebie Zbigniewie. I jej dałam słowo Mieć ją bratankową! Biedni sąsiedzi Toż będzie kwas! do młodych Na złość gawiedzi Pożenię was! Do jednego Będziesz miał prześliczną żonę, do drugiego Aniołeczka będziesz mieć, do obu Dałam słowo niewzruszone, Trudno wam inaczej chcieć! Stefan i Zbigniew Silną naszych serc dewizę Czyż rozerwie piękna płeć? Co się rzekło - niewzruszenie! Nie możemy swatów chcieć! Zbigniew Z synowskim afektem stryjeneczko, Składamy za troskliwość korne dziękczynienie, Lecz się zanadto twa dobroć pospieszyła, Bo mamy inne postanowienie. Stefan Tak inne wcale. Cześnikowa Ciekawam bardzo czy je pochwalę? Zbigniew Uprawiać chcemy żyzny łan, Wzajemnie dzielić pracy trud, Miłować nasz wieśniaczy lud, O jego byt serdecznie dbać. W radości, w troskach udział brać, I niezależny zachować stan. Cześnikowa Co, co, co? nie żenić się? Stefan i Zbigniew Nie, nie stryjeneczko, nie! Cześnikowa To szaleństwa istny plon. Stefan i Zbigniew Nie, nie, nie! nie chcemy żon! Cześnikowa To szalonych głów marzenie, Chcieć zmarnować serca kwiat. Ich zamiary wnet odmienię, Każdy żonkę pojmie rad. Stefan i Zbigniew Chcieć nas żenić - to marzenie, Nie pójdziemy za nim w ślad, Ja się nigdy nie ożenię, Kawalerem będzie brat. Zbigniew Najpierw się wioską zajmiemy szczerze, By w łasce Bożej kwitła szczęśliwa, Potem się długi zewsząd odbierze, Gdzie ojciec złożył nieco grosiwa. I niepotrzebna będzie palestra, Boć tu dokoła uczciwi ludzie, Potem zajedziem po mroźnej grudzie Do Kalinowa w sam dzień Sylwestra. Cześnikowa przerywając nagle Do Kalinowa!? co? do pana Miecznika! Sami? Zbigniew Koniecznie, tam największy dług. Cześnikowa Ja nie pozwolę! Zbigniew Skądże zakaz wynika? Cześnikowa Tamtego dworu niebezpieczny próg! Stefan Jak to? Cześnikowa Ślijcie kogo chcecie, A od złego Bóg uchowa! Zbigniew Lecz stryjenko, rozważ przecie, Wszak ci Miecznik z Kalinowa, Przyjacielem ojca był, Więc posyłać nie wypada, Rodzic z nim jak z bratem żył. Musim jechać. Cześnikowa Boże! Boże mój kochany, Jaką ich ocalić radą? Aj! jeżeli tam pojadą, Za nic, za nic moje plany! Zbigniew Stryjeneczko w imię Boga! Co ma znaczyć twoja trwoga? Cześnikowa Co ma znaczyć, biada! biada! SCENA 6 Ci sami, Grześ, potem wieśniacy, wieśniaczki i Maciej. Grześ wbiegając z głębi Już zebrała się gromada! Widać lud przez otwarte drzwi. Cześnikowa Aha! Jeszcze sposób mam... biegnąc ku drzwiom Pójdźcie, pójdźcie, wejdźcie tu! Choć mi w piersiach braknie tchu Powiem, co zagraża wam! Zbigniew, Stefan i wszyscy Co nam zagraża? Cześnikowa Wasi dwaj panicze, Którym, jak moim własnym synom życzę Skoro nadejdzie zimowa doba, Mimo mej prośby, jakby dla uporu Do Kalinowa do strasznego dworu, Pojadą i przepadną oba! Chór Pojadą i przepadną oba! Mocny Boże! Cześnikowa W strasznym dworze! Cześnikowa i chór W strasznym dworze zginą oba! Stefan Stryjeneczko, zlituj się! Cześnikowa Posłuchajcie mnie! Wśród szumu lasów, od wsi z daleka, Gdzie co noc jęczy puszczyków chór, Kędy szemrzący potok przenika, Stoi na wzgórzu ponury dwór. Na jego pana, co żył przed laty, Bóg rzucił z nieba przekleństwo swe, Zły duch zamieszkał pyszne komnaty I odtąd dwór ten strasznym się zwie. Tam co noc jęki dusz pokutnicze, Trwożnych mieszkańców przejmują słuch, Tam chcą pojechać wasi panicze, Tam ich nieszczęścia powiedzie duch. Chór Tam co noc jęki dusz pokutnicze, Trwożnych mieszkańców przejmują słuch, Tam chcą pojechać nasi panicze, Tam ich nieszczęścia powiedzie duch. Stefan i Zbigniew Ach! to obawy błahe szalenie, Co tylko trwożnych zarażają słuch, Bądźcie spokojni, wrócą panicze, Wiedzie ich Boskiej opieki duch. Zbigniew do ludzi Kochani! w troskliwe przesadzonej mierze, Drogą stryjenkę strach daremny bierze. Czyż tam jedziemy by pokrzywdzić kogo, By wydrzeć co nam nie należy? Nie, nie! czyste serce w nas! Tacy się tylko obawiać mogą, Których sumienie sczerniało od skaz! Ależ tutaj, czcza obawa, Po należny jedziem dług! Gdzie jak nasza święta sprawa, Tam jej los prowadzi Bóg! Cześnikowa Choć swatania trudna sprawa, Dałam słowo, spłacę dług. Pierwej od nich szybka, żwawa, Muszę przebyć straszny próg! Stefan i Zbigniew do stryjenki Zabobonna to obawa, Po należny jedziem dług Gdzie jak nasza święta sprawa, Tam jej los prowadzi Bóg! Maciej Wprawdzie panów święta sprawa, Po należny jadą dług, Jednak chwyta mnie obawa, W ten diabelski wstąpić próg. Wieśniacy Tak, daremna w nas obawa, Po należny jadą dług, A gdziekolwiek święta sprawa, Tam jej los prowadzi Bóg! Moniuszko,Stanisław/Straszny dwór/II-1
https://w.atwiki.jp/oper/pages/1510.html
SCENA 5 Stefan i Zbigniew. Zbigniew wchodząc z lewej Morfeusz do mnie wcale nie przylata! Zazdroszczę Maciejowi, co w obawie o brata, Poszedłszy na spoczynek z załzawioną rzęsą, Zasnął i chrapie, aż się szyby trzęsą. postępując ku drzwiom komnaty Stefana Oho!... tam jakaś postać z wolna się porusza... spoglądając z uśmiechem na obrazy Czy z tych którego pokutująca dusza, Odwiedza dawno opuszczony świat? mocniej Kto tu? Stefan Ocknął się. Kto? Zbigniew poznając Pan brat! Stefan Pan brat! Zbigniew ze śmiechem Szczególne to spotkanie!... Co robisz tu Stefanie? Stefan Któż zgadnąć się spodziewa, Co wiodło tu Zbigniewa? Zbigniew To po jednem zgadniesz słowie, Ot! wieczerza szumi w głowie. A myśl moją ciągle ściga... Stefan żywo, z niepokojem Panna Hanna?... Zbigniew wolniej Nie... Jadwiga! Stefan niespokojny Wiedz wzajemnie, co tu robię, Pasmo wspomnień snuję sobie, A myśl moja nieustannie... Zbigniew żywo Przy Jadwidze?... Stefan wolniej Nie... przy Hannie! Razem wesoło Jakże cenię To zdarzenie, Ten przychylny dla nas traf, Mówiąc prościej, Do zazdrości Żaden z braci nie ma praw! Zbigniew z uczuciem Gdym przy wieczerzy patrzył w jej oczy, Płonęła żywym szkarłatem róż. Drżeń mego serca oddźwięk proroczy Jasną nam przyszłość zwiastował już. Znikły złudzenia dotąd nieznane... Znikł sen czarowny, lecz został ślad. Uczułem w piersi tak błogą zmianę, Jakbym raz pierwszy zobaczył świat! Stefan Nie tak skoro panie bracie, Bo zniweczysz dawny plan... Nie ma niewiast w naszej chacie! Wiwat! Wiwat, wolny stan! Zbigniew niechętnie Tak... tak... wiwat wolny stan!... Razem żywiej Jednak cenię To zdarzenie, Bo nam nawet wspólny traf, Pośród wrażeń, Płonnych marzeń, Do zazdrości nie dał praw! Stefan z uczuciem W krainy złudzeń wdziękiem bogate, Gdy mnie prowadził tęsknoty ślad, Wspomniałem sobie rodzinną chatę, Jak ją pamiętam z dziecięcych lat. Wspomniałem, jako w nasz wiek poranny, Ojciec przy matce nie znał co łzy... I pomyślałem, że obok Hanny Ktoś tak uroczych doczeka dni! Zbigniew z uśmiechem Nie tak skoro panie bracie, Bo zniweczysz wspólny plan. Nie ma niewiast w naszej chacie, Wiwat semper wolny stan! Stefan niechętnie Tak, tak wiwat wolny stan! Po chwili milczenia Zbigniew i Stefan cokolwiek zamyśleni i zasmuceni postępują w głąb. Jakby każdy chciał odejść do siebie, ale blisko drzwi równocześnie oglądają się jeden na drugiego i obaj wracają na przód sceny. Stefan A jednak... Głos z obrazu z lewej, jak echo, na które Stefan nie zważa A jednak... Zbigniew do brata A jednak... Głos z obrazu z prawej A jednak... Dwa obrazy matron usuwają się w górę. We framugach będących za nimi, stają naprzeciw siebie Hanna i Jadwiga ubrane w kostiumy, jakie były na malowidłach. W ciemnej głębi obydwóch framug dostrzec można kręcone schodki ku górze. Stefan i Zbigniew zajęci sobą nie dostrzegają tej odmiany. Hanna i Jadwiga każda na stronie Stefan i Zbigniew jeden do drugiego Ni boleści, ni rozkoszy, Z tkliwą duszą nie podzielać, Nie mieć serca, co ci spłoszy Chmurę z czoła, z oka łzę! Nie mieć w schyłku dni na kogo Choć błogosławieństwa przelać... Czyliż to jest życia drogą? Czyż to szczęściem zowie się? Przy końcu kwartetu Damazy, który siedział w zegarze, wychyla głowę, ogląda się po sali, a spostrzegłszy Hannę i Jadwigę wychodzi ostrożnie na środek sceny. Hanna spostrzegłszy go wydaje mimowolny okrzyk Pan Damazy! Jadwiga podobnie Pan Damazy! Damazy na te słowa ucieka na powrót do zegara. Zbigniew Co to znaczy? Stefan spostrzegając Ach! obrazy!... Zbigniew i Stefan, jeden w jedną, drugi w drugą stronę biegną do obrazów, które na ich oczach zanim dobiegli, zasuwają się. Maciej Rozespany wbiega ze strachem z lewej strony. Gwałtu! gwałtu! pieje kur! Zbigniew i Stefan, jeden z jednej, drugi z drugiej strony starają się natrafić na sprężyny usuwające obrazy. Stefan po bezskutecznych usiłowaniach To zapewne żart niewieści! Zbigniew podobnie do Stefana Pójdź! zobaczmy co tam mieści W przedłużeniu, dworski mur! spostrzegając Macieja Ha! ha! Maciej zdjęty trwogą. Maciej jeszcze rozespany Już prababki wiodą spór! Zbigniew mocno do ucha Maciejowi Pilnuj! nie puść stąd nikogo! Stefan i Zbigniew wychodzą żywo, przez okna widać, jak się rozbiegają w przeciwne strony. Maciej tuż przy drzwiach, którymi wybiegają panicze, jeszcze nie mogąc przyjść do siebie Straszny dwór! Straszny dwór! Idzie do okna z lewej i usiadłszy na krześle wygląda za paniczami, potem zaczyna drzemać. Tymczasem Damazy wyłazi z zegara i zbliża się na przód sceny. SCENA 6 Maciej, Damazy. Damazy Tak! to Hanna i Jadwiga! Idzie do jednego obrazu i naciska sprężynę. Obraz usuwa się do połowy. Już jej nie ma... Puszcza sprężynę, obraz zapada, biegnie do drugiego i czyni to samo. I tu figa! Więc domyślać się należy, Że są w basztach, lub na wieży. Stamtąd zejdą na korytarz, I już bratku ich nie schwytasz. spoglądając krzywo na dwa obrazy, po małej chwili Toż się zbiegły myśli nasze! Ich myśl, jak raz z myślą moją... One straszą i ja straszę, Lecz się tchórze coś nie boją... Maciej zmierza ku drzwiom Aj! kto tu!? Damazy stając w cieniu przy zegarze Kto tu? Maciej postępując do drzwi To duch z zegara! święci patroni! Damazy Puszczaj! Maciej z trwogą Nie mogę! Damazy ze śmiechem Eh! ten ze strachu zębami dzwoni! strasznym głosem Puszczaj, bo pilno w czyścową drogę! Maciej Nie... nie... nie mogę! Damazy Puść, jestem dusza! Przysuwa się tak, że z okna światło księżycowe pada na niego. Maciej poznając Aj! co ja widzę! to on... tak... tak... To jest ta dusza, co bez kontusza Wzdycha przebrana w niemiecki frak! do Damazego, który znowu się zbliża. Nie, nie wypuszczę, bo zakazano, Nie wyjdziesz duszko aż jutro rano! zamyka drzwi. Damazy z gniewem Co? do kroć diabłów! ruszaj mi precz! Maciej Duchom zamknięcie drzwi nie dokucza, Kto duch, niech zmyka dziurką od klucza! Damazy Puszczaj bałwanie! Maciej Daremna rzecz! Słychać pukanie, Maciej otwiera. SCENA 7 Damazy, Maciej, Zbigniew i Stefan. Zbigniew Co tu za wrzawa? Maciej Kiedy pan każe, Sługa pilnuje, ani się rusza... Zbigniew i Stefan spostrzegając Damazego A! pan Damzy!! Maciej Nie, to jest dusza, Co pokutuje w starym zegarze! Stefan serio do Damazego Pan? Pan w zegarze? Zbigniew podobnie Ha! to ciekawe! Stefan z mocą Więc się tu skryłeś by z nas żartować! By nas ośmieszyć!... Zdasz z tego sprawę! Damazy strwożony Dowcipie, ty mnie z biedy wyprowadzisz! Nie... nie panowie! Zbigniew A te obrazy? Te strachy? Damazy Nie wiem skąd się to wzięło, Nie śmiałbym ściągać waszej urazy! Stefan Kłamstwo paniczu! to twoje dzieło! Damazy Nie, nie! na honor! Zbigniew wskazując na zegar Więc po cóż tam? Damazy opadając na krzesło Ach! wybornie! już ich mam! do obecnych Słyszałem dawno, że w tej sali Strach spać, czy prawda dociec chciałem, Lecz sam nocować tu nie śmiałem. Aż gdy ją dzisiaj wam oddali, Ośmielony w mym zamiarze, Wcześniej skryłem się w zegarze. I dziś rękę w ogień włożę, Żem słyszał prawdę o tym strasznym dworze! Maciej zbliża się i słucha ciekawie. Zbigniew i Stefan Cóż tedy? Damazy z powagą Mówią, że gmach ten przed laty, Powstał z hańbiących usług zapłaty, Że na tych murach przekleństwa i łzy, I stąd nad nimi gniew Boski grzmi! Maciej strwożony zbliża się do Damazego, który w cichej rozmowie powiększa jego bojaźń. Stefan do Zbigniewa z mocą Z hańbiących usług!! ach! teraz mogę Zrozumieć zacnej stryjenki trwogę! Zbigniew Tak, wszak mój bracie, jeśli na tym dworze, Ciążą łzy ludzkie i przekleństwo Boże, Chmura nieszczęścia nad nim się czerni Co może wkrótce ogarnąć i nas! Więc zachowaniu wolności wierni, Rzućmy te progi dopóki czas. Bo jest piekłem każdy gmach, Co się wzniósł na bratnich łzach! Stefan i Zbigniew między sobą Nad przepaścią, dziwna władza Nęci oczy, potem zdradza. Może mgła miłości ta, Również moc nad nami ma! Ach! opuśćmy dwór przeklęty, Złudnej strzeżmy się ponęty, Bo jest piekłem każdy gmach, Co się wzniósł na bratnich łzach! Damazy O dowcipie! Twoja władza Znów nadziei blask odmładza. Na usługi kto cię ma, Czyż się troskom przemóc da? Przez mój rozum; przez wykręty, Wnet porzucą dwór przeklęty, I już obu śmieszny strach Nie sprowadzi pod ten dach! Maciej Dobrych ludzi, diabla władza Po nieszczęście tu sprowadza. Ni spokoju w czasie dnia, Ani w nocy zasnąć da! Ach! Porzućmy dwór przeklęty, Te krużganki, te zakręty, Bo jest piekłem każdy gmach, Co się wzniósł na bratnich łzach! Damazy odchodząc, zdaje się zapewniać Stefana i Zbigniewa o prawdzie tego co powiedział. Ci postępują z nim parę kroków, Maciej odprowadza ich aż do drzwi. Kurtyna spada. SCENA 5 Stefan i Zbigniew. Zbigniew wchodząc z lewej Morfeusz do mnie wcale nie przylata! Zazdroszczę Maciejowi, co w obawie o brata, Poszedłszy na spoczynek z załzawioną rzęsą, Zasnął i chrapie, aż się szyby trzęsą. postępując ku drzwiom komnaty Stefana Oho!... tam jakaś postać z wolna się porusza... spoglądając z uśmiechem na obrazy Czy z tych którego pokutująca dusza, Odwiedza dawno opuszczony świat? mocniej Kto tu? Stefan Ocknął się. Kto? Zbigniew poznając Pan brat! Stefan Pan brat! Zbigniew ze śmiechem Szczególne to spotkanie!... Co robisz tu Stefanie? Stefan Któż zgadnąć się spodziewa, Co wiodło tu Zbigniewa? Zbigniew To po jednem zgadniesz słowie, Ot! wieczerza szumi w głowie. A myśl moją ciągle ściga... Stefan żywo, z niepokojem Panna Hanna?... Zbigniew wolniej Nie... Jadwiga! Stefan niespokojny Wiedz wzajemnie, co tu robię, Pasmo wspomnień snuję sobie, A myśl moja nieustannie... Zbigniew żywo Przy Jadwidze?... Stefan wolniej Nie... przy Hannie! Razem wesoło Jakże cenię To zdarzenie, Ten przychylny dla nas traf, Mówiąc prościej, Do zazdrości Żaden z braci nie ma praw! Zbigniew z uczuciem Gdym przy wieczerzy patrzył w jej oczy, Płonęła żywym szkarłatem róż. Drżeń mego serca oddźwięk proroczy Jasną nam przyszłość zwiastował już. Znikły złudzenia dotąd nieznane... Znikł sen czarowny, lecz został ślad. Uczułem w piersi tak błogą zmianę, Jakbym raz pierwszy zobaczył świat! Stefan Nie tak skoro panie bracie, Bo zniweczysz dawny plan... Nie ma niewiast w naszej chacie! Wiwat! Wiwat, wolny stan! Zbigniew niechętnie Tak... tak... wiwat wolny stan!... Razem żywiej Jednak cenię To zdarzenie, Bo nam nawet wspólny traf, Pośród wrażeń, Płonnych marzeń, Do zazdrości nie dał praw! Stefan z uczuciem W krainy złudzeń wdziękiem bogate, Gdy mnie prowadził tęsknoty ślad, Wspomniałem sobie rodzinną chatę, Jak ją pamiętam z dziecięcych lat. Wspomniałem, jako w nasz wiek poranny, Ojciec przy matce nie znał co łzy... I pomyślałem, że obok Hanny Ktoś tak uroczych doczeka dni! Zbigniew z uśmiechem Nie tak skoro panie bracie, Bo zniweczysz wspólny plan. Nie ma niewiast w naszej chacie, Wiwat semper wolny stan! Stefan niechętnie Tak, tak wiwat wolny stan! Po chwili milczenia Zbigniew i Stefan cokolwiek zamyśleni i zasmuceni postępują w głąb. Jakby każdy chciał odejść do siebie, ale blisko drzwi równocześnie oglądają się jeden na drugiego i obaj wracają na przód sceny. Stefan A jednak... Głos z obrazu z lewej, jak echo, na które Stefan nie zważa A jednak... Zbigniew do brata A jednak... Głos z obrazu z prawej A jednak... Dwa obrazy matron usuwają się w górę. We framugach będących za nimi, stają naprzeciw siebie Hanna i Jadwiga ubrane w kostiumy, jakie były na malowidłach. W ciemnej głębi obydwóch framug dostrzec można kręcone schodki ku górze. Stefan i Zbigniew zajęci sobą nie dostrzegają tej odmiany. Hanna i Jadwiga każda na stronie Stefan i Zbigniew jeden do drugiego Ni boleści, ni rozkoszy, Z tkliwą duszą nie podzielać, Nie mieć serca, co ci spłoszy Chmurę z czoła, z oka łzę! Nie mieć w schyłku dni na kogo Choć błogosławieństwa przelać... Czyliż to jest życia drogą? Czyż to szczęściem zowie się? Przy końcu kwartetu Damazy, który siedział w zegarze, wychyla głowę, ogląda się po sali, a spostrzegłszy Hannę i Jadwigę wychodzi ostrożnie na środek sceny. Hanna spostrzegłszy go wydaje mimowolny okrzyk Pan Damazy! Jadwiga podobnie Pan Damazy! Damazy na te słowa ucieka na powrót do zegara. Zbigniew Co to znaczy? Stefan spostrzegając Ach! obrazy!... Zbigniew i Stefan, jeden w jedną, drugi w drugą stronę biegną do obrazów, które na ich oczach zanim dobiegli, zasuwają się. Maciej Rozespany wbiega ze strachem z lewej strony. Gwałtu! gwałtu! pieje kur! Zbigniew i Stefan, jeden z jednej, drugi z drugiej strony starają się natrafić na sprężyny usuwające obrazy. Stefan po bezskutecznych usiłowaniach To zapewne żart niewieści! Zbigniew podobnie do Stefana Pójdź! zobaczmy co tam mieści W przedłużeniu, dworski mur! spostrzegając Macieja Ha! ha! Maciej zdjęty trwogą. Maciej jeszcze rozespany Już prababki wiodą spór! Zbigniew mocno do ucha Maciejowi Pilnuj! nie puść stąd nikogo! Stefan i Zbigniew wychodzą żywo, przez okna widać, jak się rozbiegają w przeciwne strony. Maciej tuż przy drzwiach, którymi wybiegają panicze, jeszcze nie mogąc przyjść do siebie Straszny dwór! Straszny dwór! Idzie do okna z lewej i usiadłszy na krześle wygląda za paniczami, potem zaczyna drzemać. Tymczasem Damazy wyłazi z zegara i zbliża się na przód sceny. SCENA 6 Maciej, Damazy. Damazy Tak! to Hanna i Jadwiga! Idzie do jednego obrazu i naciska sprężynę. Obraz usuwa się do połowy. Już jej nie ma... Puszcza sprężynę, obraz zapada, biegnie do drugiego i czyni to samo. I tu figa! Więc domyślać się należy, Że są w basztach, lub na wieży. Stamtąd zejdą na korytarz, I już bratku ich nie schwytasz. spoglądając krzywo na dwa obrazy, po małej chwili Toż się zbiegły myśli nasze! Ich myśl, jak raz z myślą moją... One straszą i ja straszę, Lecz się tchórze coś nie boją... Maciej zmierza ku drzwiom Aj! kto tu!? Damazy stając w cieniu przy zegarze Kto tu? Maciej postępując do drzwi To duch z zegara! święci patroni! Damazy Puszczaj! Maciej z trwogą Nie mogę! Damazy ze śmiechem Eh! ten ze strachu zębami dzwoni! strasznym głosem Puszczaj, bo pilno w czyścową drogę! Maciej Nie... nie... nie mogę! Damazy Puść, jestem dusza! Przysuwa się tak, że z okna światło księżycowe pada na niego. Maciej poznając Aj! co ja widzę! to on... tak... tak... To jest ta dusza, co bez kontusza Wzdycha przebrana w niemiecki frak! do Damazego, który znowu się zbliża. Nie, nie wypuszczę, bo zakazano, Nie wyjdziesz duszko aż jutro rano! zamyka drzwi. Damazy z gniewem Co? do kroć diabłów! ruszaj mi precz! Maciej Duchom zamknięcie drzwi nie dokucza, Kto duch, niech zmyka dziurką od klucza! Damazy Puszczaj bałwanie! Maciej Daremna rzecz! Słychać pukanie, Maciej otwiera. SCENA 7 Damazy, Maciej, Zbigniew i Stefan. Zbigniew Co tu za wrzawa? Maciej Kiedy pan każe, Sługa pilnuje, ani się rusza... Zbigniew i Stefan spostrzegając Damazego A! pan Damzy!! Maciej Nie, to jest dusza, Co pokutuje w starym zegarze! Stefan serio do Damazego Pan? Pan w zegarze? Zbigniew podobnie Ha! to ciekawe! Stefan z mocą Więc się tu skryłeś by z nas żartować! By nas ośmieszyć!... Zdasz z tego sprawę! Damazy strwożony Dowcipie, ty mnie z biedy wyprowadzisz! Nie... nie panowie! Zbigniew A te obrazy? Te strachy? Damazy Nie wiem skąd się to wzięło, Nie śmiałbym ściągać waszej urazy! Stefan Kłamstwo paniczu! to twoje dzieło! Damazy Nie, nie! na honor! Zbigniew wskazując na zegar Więc po cóż tam? Damazy opadając na krzesło Ach! wybornie! już ich mam! do obecnych Słyszałem dawno, że w tej sali Strach spać, czy prawda dociec chciałem, Lecz sam nocować tu nie śmiałem. Aż gdy ją dzisiaj wam oddali, Ośmielony w mym zamiarze, Wcześniej skryłem się w zegarze. I dziś rękę w ogień włożę, Żem słyszał prawdę o tym strasznym dworze! Maciej zbliża się i słucha ciekawie. Zbigniew i Stefan Cóż tedy? Damazy z powagą Mówią, że gmach ten przed laty, Powstał z hańbiących usług zapłaty, Że na tych murach przekleństwa i łzy, I stąd nad nimi gniew Boski grzmi! Maciej strwożony zbliża się do Damazego, który w cichej rozmowie powiększa jego bojaźń. Stefan do Zbigniewa z mocą Z hańbiących usług!! ach! teraz mogę Zrozumieć zacnej stryjenki trwogę! Zbigniew Tak, wszak mój bracie, jeśli na tym dworze, Ciążą łzy ludzkie i przekleństwo Boże, Chmura nieszczęścia nad nim się czerni Co może wkrótce ogarnąć i nas! Więc zachowaniu wolności wierni, Rzućmy te progi dopóki czas. Bo jest piekłem każdy gmach, Co się wzniósł na bratnich łzach! Stefan i Zbigniew między sobą Nad przepaścią, dziwna władza Nęci oczy, potem zdradza. Może mgła miłości ta, Również moc nad nami ma! Ach! opuśćmy dwór przeklęty, Złudnej strzeżmy się ponęty, Bo jest piekłem każdy gmach, Co się wzniósł na bratnich łzach! Damazy O dowcipie! Twoja władza Znów nadziei blask odmładza. Na usługi kto cię ma, Czyż się troskom przemóc da? Przez mój rozum; przez wykręty, Wnet porzucą dwór przeklęty, I już obu śmieszny strach Nie sprowadzi pod ten dach! Maciej Dobrych ludzi, diabla władza Po nieszczęście tu sprowadza. Ni spokoju w czasie dnia, Ani w nocy zasnąć da! Ach! Porzućmy dwór przeklęty, Te krużganki, te zakręty, Bo jest piekłem każdy gmach, Co się wzniósł na bratnich łzach! Damazy odchodząc, zdaje się zapewniać Stefana i Zbigniewa o prawdzie tego co powiedział. Ci postępują z nim parę kroków, Maciej odprowadza ich aż do drzwi. Kurtyna spada. Moniuszko,Stanisław/Straszny dwór/IV-1
https://w.atwiki.jp/oper/pages/1505.html
AKT I Obóz towarzyszy pancernych, z lewej wejście do gospody stojącej w lasku, z prawej kilka namiotów. SCENA l Przed gospodą przy stołach towarzysze kończą ucztę, luzacy usługują im nalewając w czary miód, który przynoszą z gospody. W głębi żołnierze, jedni w pancerzach, drudzy bez nich, grzeją się przy dużym ogniu nanieconym wśród drzew już w połowie opadłych z liścia. Z prawej stół, przy którym ucztuje gromadka żołnierzy, wśród nich Maciej trzyma pierwsze miejsce. Zbigniew i Stefan między kolegami przy stole z lewej strony. Wieczór. Chór Więc gdy się rozstaniem, Przed słońca świtaniem, Kto żyw, kto brat, Bierz w dłoń pełną czaszę! Strzemienne rzecz godna Wychylić je do dna. Sto lat, sto lat, Niech trwa zdrowie nasze! trącają się pucharkami. Dokoła spokojnie Ni słychu o wojnie, Znać tak tę rzecz Prowadzi sam Bóg! Kto w ziemie bogaty, Niech wraca do chaty, Kto chce, niech miecz Przekuje na pług! Zbigniew Źle mówicie bracia mili, Chociaż pokój daje Bóg, W jakiejże to rycerz chwili Oręż swój przekuwa w pług? Wszak obydwóch ludziom trzeba, Pług z orężem, z bratem brat, Bez pierwszego nie ma chleba, Drugi broni pól i chat! Toż u ściany naszej chatki Jak ważności świętej rzecz, Pod obrazem Bożej Matki, Zwiśnie pancerz, hełm i miecz! I gdziekolwiek złe nadleci, Aby w piekło zmienić raj, W dłoni tej nie pług zaświeci, Gdy powoła Bóg i kraj! Maciej i chór I gdziekolwiek złe nadleci, Aby w piekło zmienić raj, W dłoni tej/ich nie pług zaświeci, Gdy powoła Bogi kraj! Stefan Zamiast bezczynnie służyć w żołnierce, Wracamy z bratem w domowy próg, Lecz zachowamy zbroję i serce, Jak dla ojczyzny wypada sług. Rdza ich nie ujmie pod panowanie, A chcąc rycerskie afekta kryć, Zostaniem oba w bezżennym stanie, By w każdej chwili swobodnym być! Toż kiedykolwiek burza nadleci, Czy to z odległych, czy z bliskich stron, Już nas nie wstrzyma kwilenie dzieci, Trwoga krewniaków ni lament żon! Maciej i chór Już nas/ich nie wstrzyma kwilenie dzieci, Trwoga krewniaków ni lament żon! Zbigniew wesoło podając ręce Stefanowi Tęgoś wyrzekł panie bracie, To mi głowa! to mi plan! Nie ma niewiast w naszej chacie, Wiwat! semper wolny stan! By wasze pić zdrowie, Szczęśliwi mężowie, Hej, hej! daj nam Daj tu miodu dzban! Niech żyją poddani, Ja nie chcę mieć pani, Chcę zdrów żyć sam, Ja sługa, ja pan! Chór By wasze pić zdrowie, Szczęśliwi mężowie, Hej, hej! Daj nam Daj tu miodu dzban! Niech żyją poddani, Ja nie chcę mieć pani, Chcę zdrów żyć sam, Ja sługa, ja pan! Służba podaje miód. Zbigniew Aj! kiedy niewiasta, Po domu się szasta, Mnie w smak - jej źle, Ja tak - ona wspak. Bodaj to swoboda, Nikt żaru nie doda, Mam to - co chcę, Bom wolny, jak ptak! Chór Aj! kiedy niewiasta, Po domu się szasta, Mnie w smak - jej źle, Ja tak-ona wspak. Bodaj to swoboda, Nikt żaru nie doda, Mam to - co chcę, Bom wolny, jak ptak! Podczas ostatniej zwrotki jeden z luzaków, wyszedłszy z głębi, szepcze do ucha Maciejowi, który opuszcza ławę. Maciej zbliżając się do stołu z lewej Tandem panicze, czas wyruszyć w drogę, Wszystko gotowe, siadajmy na koń! patrząc w górę Wnet i zaświta, jak zmiarkować mogę... Zbigniew Tak! wkrótce słońce ukaże złotą skroń! Stefan do towarzyszy Żegnajcież nam najmilsi towarzysze, Niech od was Bóg oddala złe, Gdy przyjdzie czas rzucić chaty zacisze, Gdzie wskaże los, znajdziemy się! Wszyscy podając sobie ręce Gdzie wskaże los, znajdziemy się! I jak prędko złe nadleci, Aby w piekło zmienić raj. Oręż w dłoni tej zaświeci, Gdy powoła Bóg i kraj! Po ostatniej czarce, Zbigniew i Stefan raz jeszcze żegnają towarzyszy, którzy ich odprowadzają za scenę. Maciej także w gromadzie swoich, ściskając się z tym lub owym, wychodzi za paniczami. Po odejściu towarzyszy, luzacy i słudzy z gospody uprzątają stoły. Zmiana We dworku Zbigniewa i Stefana dość duża ale skromna komnata. W głębi wyjście na ganek, po lewej okno, przez które widać stół, krzesła, kantorek i inne sprzęty dawnego kształtu. SCENA 2 Kilka dziewcząt i kilku chłopaczków wiejskich kończą sprzątanie, inni gromadzą się koło Marty, która każdy stołek ustawia według swojego gustu, poprawiając robotę dziewcząt. Dziewczęta i chłopcy przechodząc żywo Pani Marto, mówcie szczerze, Bo ciekawość i nas bierze, Boć i nam się wiedzieć godzi, Czy panicze nasi młodzi, Paniczowie owi mili, Co w pogrzebnym dniu rodzica, Jego domek opuścili, Dzisiaj pewno wrócą tu? Marta Obietnica nie próżnica, Wierzcie, kiedy mówią starzy, Cala wioska o tem gwarzy, Że w dzisiejszym wrócą dniu! Dziewczęta i chłopcy jedni do drugich Obietnica nie próżnica, Wierzcie, kiedy mówią starzy, Cala wioska o tem gwarzy, Że w dzisiejszym wrócą dniu! Zwinęliśmy się z robotą, Domek czysty, gdyby złoto, Przystrojony i ogrzany, A wracajcież młode pany, Do ojcowskiej swej siedziby, Jest tu ziarno z czarnej skiby, W stawie ryby, w lesie grzyby, I owoców pełen sad. Marta Oj! powrócą nam panicze, Wrócą tu stolnikowicze, Z nimi uśmiech na oblicze, A do wioski dawny ład! Chór Oj! powrócą nam panicze, Wrócą tu stolnikowicze, Z nimi uśmiech na oblicze, A do wioski dawny lad! SCENA 3 Ci sami i Grześ. Grześ Wbiega zadyszany. Od miasteczka widać tuman To panowie pewno jadą, Już tu spieszy pan Okuman I lud zbiera się gromadą. Przyszykujcie chleb i sól! Marta wybiega do drugiej izby. Wszyscy Od miasteczka widać tuman To panowie pewno jadą, Już tu spieszy pan Okuman I lud zbiera się gromadą. Witać panów naszych pól! Marta wchodzi z chlebem i solą. Dziewczęta i chłopcy wybiegają. W głębi, przez drzwi szeroko otwarte widać jak z obu stron ustawiają się rzędami. SCENA 4 Stefan, Zbigniew i za nimi Maciej ukazują się w głębi. Marta z jednej strony we drzwiach podaje im chleb i sól, które przyjąwszy oddają Maciejowi. Z drugiej strony stary ekonom oddaje im na tacy klucze, których nie biorą, witając przyjaźnie ekonoma i innych wieśniaków, po czym przestępują próg i z rozrzewnieniem witają dom rodzinny. Maciej stawia tacę z chlebem i solą na stole w głębi. Kilku starych wieśniaków, Marta i ekonom wchodzą za nimi i zatrzymują się w głębi, inni stoją przed drzwiami. Stefan, Zbigniew i Maciej Cichy domku modrzewiowy, Otoczony cieniem drzew, Jak cię uczcić? brak wymowy, Bije serce, płonie krew! Cichy dworku wiekiem zgięty, Otulony w żywy plot, Witaj wspomnień skarbie święty! Witaj strzecho starych cnot! z całym uczuciem Niechże będzie pochwalony, Wieki wieków Chrystus Pan, Co nas wiódł z odległej strony, W praojcowskich progi ścian! Stefan Tu nam zabłysło życia zaranie, Matka pacierza uczyła nas. Stąd ją do nieba zabrałeś Panie, Jako anioła wolnego skaz! Zbigniew Stąd pod cienistej lipy konary, Biegliśmy słuchać o ziemi tej, Jak rozpowiadał nasz ojciec stary, O dawnych czasach, o chwale jej! Maciej Tu gdy panicze biegli z komnaty Gdzie sianożęci wabiła woń, Maciej ich uczył krzesać w palcaty, Do karabeli zaprawiać dłoń! Stefan, Zbigniew i Maciej Witaj domku modrzewiowy Otoczony cieniem drzew, Jak cię uczcić? brak wymowy, Bije serce, płonie krew! Cichy dworku wiekiem zgięty, Otulony w żywy płot, Witaj wspomnień skarbie święty! Witaj strzecho starych cnot! Niechże będzie pochwalony, Wieki wieków Chrystus Pan, Co nas wiódł z odległej strony, W praojcowskich progi ścian! Marta, ekonom i inni ludzie rozchodzą się. Dwóch parobków i Grześ znoszą rzeczy do pobocznych izb. Maciej wydaje im rozkazy. Stefan w głębi do Zbigniewa I cóż powiadasz panie bracie, Dobrze nam będzie w praojcowskiej chacie, Uprawiać czarnej ziemi łan. Wzajemnie dzielić pracy trud, Miłować nasz wieśniaczy lud, O jego byt serdecznie dbać, W radości, w troskach udział brać, I niezależny zachować stan! Zbigniew Szaleni co inaczej czynią, Bo i czego, czegóż brak? Nic nam tu nie pójdzie wspak, Maciej będzie gospodynią, Maciej będzie powiernikiem, I szafarzem i klucznikiem, I piwnicznym i podczaszym... Stefan To, to, w to mu tylko graj! Słowem w cichym domku naszym, Bez kapryśnych rządu zmian. Dokumentny będzie raj, Wiwat niezależny stan! Stefan i Zbigniew Przewybornie panie bracie Wiwat, wiwat wolny stan! Zbigniew Nie ma niewiast w naszej chacie! Stefan Ani jednej! Zbigniew Ani pół! Maciej idąc do okna Na gościńcu turkot koi, Czwórka w poręcz żwawo hasa, Jakaś pędzi tu kolasa! Zbigniew patrząc na Macieja Czego żeś tak srodze zbladł? Maciej Bo w kolasie białogłowa! Stefan ze śmiechem idąc do okna Białogłowa! otóż macie! Grześ wbiegając Z Paprzyc pani Cześnikowa! Stefan Co? stryjenka? Zbigniew w progu Jakbyś zgadł! Maciej odchodząc na lewo zasmucony Nie ma niewiast w naszej chacie! Stefan i Zbigniew Biegną naprzeciw Cześnikowej i witają ją z uczuciem. Tak! stryjenka! Maciej kiwając głową Będzie ład! Odchodzi. AKT I Obóz towarzyszy pancernych, z lewej wejście do gospody stojącej w lasku, z prawej kilka namiotów. SCENA l Przed gospodą przy stołach towarzysze kończą ucztę, luzacy usługują im nalewając w czary miód, który przynoszą z gospody. W głębi żołnierze, jedni w pancerzach, drudzy bez nich, grzeją się przy dużym ogniu nanieconym wśród drzew już w połowie opadłych z liścia. Z prawej stół, przy którym ucztuje gromadka żołnierzy, wśród nich Maciej trzyma pierwsze miejsce. Zbigniew i Stefan między kolegami przy stole z lewej strony. Wieczór. Chór Więc gdy się rozstaniem, Przed słońca świtaniem, Kto żyw, kto brat, Bierz w dłoń pełną czaszę! Strzemienne rzecz godna Wychylić je do dna. Sto lat, sto lat, Niech trwa zdrowie nasze! trącają się pucharkami. Dokoła spokojnie Ni słychu o wojnie, Znać tak tę rzecz Prowadzi sam Bóg! Kto w ziemie bogaty, Niech wraca do chaty, Kto chce, niech miecz Przekuje na pług! Zbigniew Źle mówicie bracia mili, Chociaż pokój daje Bóg, W jakiejże to rycerz chwili Oręż swój przekuwa w pług? Wszak obydwóch ludziom trzeba, Pług z orężem, z bratem brat, Bez pierwszego nie ma chleba, Drugi broni pól i chat! Toż u ściany naszej chatki Jak ważności świętej rzecz, Pod obrazem Bożej Matki, Zwiśnie pancerz, hełm i miecz! I gdziekolwiek złe nadleci, Aby w piekło zmienić raj, W dłoni tej nie pług zaświeci, Gdy powoła Bóg i kraj! Maciej i chór I gdziekolwiek złe nadleci, Aby w piekło zmienić raj, W dłoni tej/ich nie pług zaświeci, Gdy powoła Bogi kraj! Stefan Zamiast bezczynnie służyć w żołnierce, Wracamy z bratem w domowy próg, Lecz zachowamy zbroję i serce, Jak dla ojczyzny wypada sług. Rdza ich nie ujmie pod panowanie, A chcąc rycerskie afekta kryć, Zostaniem oba w bezżennym stanie, By w każdej chwili swobodnym być! Toż kiedykolwiek burza nadleci, Czy to z odległych, czy z bliskich stron, Już nas nie wstrzyma kwilenie dzieci, Trwoga krewniaków ni lament żon! Maciej i chór Już nas/ich nie wstrzyma kwilenie dzieci, Trwoga krewniaków ni lament żon! Zbigniew wesoło podając ręce Stefanowi Tęgoś wyrzekł panie bracie, To mi głowa! to mi plan! Nie ma niewiast w naszej chacie, Wiwat! semper wolny stan! By wasze pić zdrowie, Szczęśliwi mężowie, Hej, hej! daj nam Daj tu miodu dzban! Niech żyją poddani, Ja nie chcę mieć pani, Chcę zdrów żyć sam, Ja sługa, ja pan! Chór By wasze pić zdrowie, Szczęśliwi mężowie, Hej, hej! Daj nam Daj tu miodu dzban! Niech żyją poddani, Ja nie chcę mieć pani, Chcę zdrów żyć sam, Ja sługa, ja pan! Służba podaje miód. Zbigniew Aj! kiedy niewiasta, Po domu się szasta, Mnie w smak - jej źle, Ja tak - ona wspak. Bodaj to swoboda, Nikt żaru nie doda, Mam to - co chcę, Bom wolny, jak ptak! Chór Aj! kiedy niewiasta, Po domu się szasta, Mnie w smak - jej źle, Ja tak-ona wspak. Bodaj to swoboda, Nikt żaru nie doda, Mam to - co chcę, Bom wolny, jak ptak! Podczas ostatniej zwrotki jeden z luzaków, wyszedłszy z głębi, szepcze do ucha Maciejowi, który opuszcza ławę. Maciej zbliżając się do stołu z lewej Tandem panicze, czas wyruszyć w drogę, Wszystko gotowe, siadajmy na koń! patrząc w górę Wnet i zaświta, jak zmiarkować mogę... Zbigniew Tak! wkrótce słońce ukaże złotą skroń! Stefan do towarzyszy Żegnajcież nam najmilsi towarzysze, Niech od was Bóg oddala złe, Gdy przyjdzie czas rzucić chaty zacisze, Gdzie wskaże los, znajdziemy się! Wszyscy podając sobie ręce Gdzie wskaże los, znajdziemy się! I jak prędko złe nadleci, Aby w piekło zmienić raj. Oręż w dłoni tej zaświeci, Gdy powoła Bóg i kraj! Po ostatniej czarce, Zbigniew i Stefan raz jeszcze żegnają towarzyszy, którzy ich odprowadzają za scenę. Maciej także w gromadzie swoich, ściskając się z tym lub owym, wychodzi za paniczami. Po odejściu towarzyszy, luzacy i słudzy z gospody uprzątają stoły. Zmiana We dworku Zbigniewa i Stefana dość duża ale skromna komnata. W głębi wyjście na ganek, po lewej okno, przez które widać stół, krzesła, kantorek i inne sprzęty dawnego kształtu. SCENA 2 Kilka dziewcząt i kilku chłopaczków wiejskich kończą sprzątanie, inni gromadzą się koło Marty, która każdy stołek ustawia według swojego gustu, poprawiając robotę dziewcząt. Dziewczęta i chłopcy przechodząc żywo Pani Marto, mówcie szczerze, Bo ciekawość i nas bierze, Boć i nam się wiedzieć godzi, Czy panicze nasi młodzi, Paniczowie owi mili, Co w pogrzebnym dniu rodzica, Jego domek opuścili, Dzisiaj pewno wrócą tu? Marta Obietnica nie próżnica, Wierzcie, kiedy mówią starzy, Cala wioska o tem gwarzy, Że w dzisiejszym wrócą dniu! Dziewczęta i chłopcy jedni do drugich Obietnica nie próżnica, Wierzcie, kiedy mówią starzy, Cala wioska o tem gwarzy, Że w dzisiejszym wrócą dniu! Zwinęliśmy się z robotą, Domek czysty, gdyby złoto, Przystrojony i ogrzany, A wracajcież młode pany, Do ojcowskiej swej siedziby, Jest tu ziarno z czarnej skiby, W stawie ryby, w lesie grzyby, I owoców pełen sad. Marta Oj! powrócą nam panicze, Wrócą tu stolnikowicze, Z nimi uśmiech na oblicze, A do wioski dawny ład! Chór Oj! powrócą nam panicze, Wrócą tu stolnikowicze, Z nimi uśmiech na oblicze, A do wioski dawny lad! SCENA 3 Ci sami i Grześ. Grześ Wbiega zadyszany. Od miasteczka widać tuman To panowie pewno jadą, Już tu spieszy pan Okuman I lud zbiera się gromadą. Przyszykujcie chleb i sól! Marta wybiega do drugiej izby. Wszyscy Od miasteczka widać tuman To panowie pewno jadą, Już tu spieszy pan Okuman I lud zbiera się gromadą. Witać panów naszych pól! Marta wchodzi z chlebem i solą. Dziewczęta i chłopcy wybiegają. W głębi, przez drzwi szeroko otwarte widać jak z obu stron ustawiają się rzędami. SCENA 4 Stefan, Zbigniew i za nimi Maciej ukazują się w głębi. Marta z jednej strony we drzwiach podaje im chleb i sól, które przyjąwszy oddają Maciejowi. Z drugiej strony stary ekonom oddaje im na tacy klucze, których nie biorą, witając przyjaźnie ekonoma i innych wieśniaków, po czym przestępują próg i z rozrzewnieniem witają dom rodzinny. Maciej stawia tacę z chlebem i solą na stole w głębi. Kilku starych wieśniaków, Marta i ekonom wchodzą za nimi i zatrzymują się w głębi, inni stoją przed drzwiami. Stefan, Zbigniew i Maciej Cichy domku modrzewiowy, Otoczony cieniem drzew, Jak cię uczcić? brak wymowy, Bije serce, płonie krew! Cichy dworku wiekiem zgięty, Otulony w żywy plot, Witaj wspomnień skarbie święty! Witaj strzecho starych cnot! z całym uczuciem Niechże będzie pochwalony, Wieki wieków Chrystus Pan, Co nas wiódł z odległej strony, W praojcowskich progi ścian! Stefan Tu nam zabłysło życia zaranie, Matka pacierza uczyła nas. Stąd ją do nieba zabrałeś Panie, Jako anioła wolnego skaz! Zbigniew Stąd pod cienistej lipy konary, Biegliśmy słuchać o ziemi tej, Jak rozpowiadał nasz ojciec stary, O dawnych czasach, o chwale jej! Maciej Tu gdy panicze biegli z komnaty Gdzie sianożęci wabiła woń, Maciej ich uczył krzesać w palcaty, Do karabeli zaprawiać dłoń! Stefan, Zbigniew i Maciej Witaj domku modrzewiowy Otoczony cieniem drzew, Jak cię uczcić? brak wymowy, Bije serce, płonie krew! Cichy dworku wiekiem zgięty, Otulony w żywy płot, Witaj wspomnień skarbie święty! Witaj strzecho starych cnot! Niechże będzie pochwalony, Wieki wieków Chrystus Pan, Co nas wiódł z odległej strony, W praojcowskich progi ścian! Marta, ekonom i inni ludzie rozchodzą się. Dwóch parobków i Grześ znoszą rzeczy do pobocznych izb. Maciej wydaje im rozkazy. Stefan w głębi do Zbigniewa I cóż powiadasz panie bracie, Dobrze nam będzie w praojcowskiej chacie, Uprawiać czarnej ziemi łan. Wzajemnie dzielić pracy trud, Miłować nasz wieśniaczy lud, O jego byt serdecznie dbać, W radości, w troskach udział brać, I niezależny zachować stan! Zbigniew Szaleni co inaczej czynią, Bo i czego, czegóż brak? Nic nam tu nie pójdzie wspak, Maciej będzie gospodynią, Maciej będzie powiernikiem, I szafarzem i klucznikiem, I piwnicznym i podczaszym... Stefan To, to, w to mu tylko graj! Słowem w cichym domku naszym, Bez kapryśnych rządu zmian. Dokumentny będzie raj, Wiwat niezależny stan! Stefan i Zbigniew Przewybornie panie bracie Wiwat, wiwat wolny stan! Zbigniew Nie ma niewiast w naszej chacie! Stefan Ani jednej! Zbigniew Ani pół! Maciej idąc do okna Na gościńcu turkot koi, Czwórka w poręcz żwawo hasa, Jakaś pędzi tu kolasa! Zbigniew patrząc na Macieja Czego żeś tak srodze zbladł? Maciej Bo w kolasie białogłowa! Stefan ze śmiechem idąc do okna Białogłowa! otóż macie! Grześ wbiegając Z Paprzyc pani Cześnikowa! Stefan Co? stryjenka? Zbigniew w progu Jakbyś zgadł! Maciej odchodząc na lewo zasmucony Nie ma niewiast w naszej chacie! Stefan i Zbigniew Biegną naprzeciw Cześnikowej i witają ją z uczuciem. Tak! stryjenka! Maciej kiwając głową Będzie ład! Odchodzi. Moniuszko,Stanisław/Straszny dwór/I-2
https://w.atwiki.jp/oper/pages/1507.html
AKT II U Miecznika. Duża komnata do połowy drzewem wyłożona. Z lewej komin, na którym spory ogień, wgłębi drzwi główne, z prawej drzwi do dalszych komnat. SCENA l Jadwiga, Hanna, domownice i sąsiadki siedzą u krosien zajęte wyszywaniem kobierca. W głębi kilka wiejskich dziewcząt przędzie na kołowrotkach. Chór Spod igiełek kwiaty rosną, Mknie za ściegiem ścieg, Żałuj, żałuj hoża wiosno, Że cię tuli śnieg! Zanim niebu się ukorzy Twój kobierzec z róż, My pod stopy Matki Bożej Nasz złożymy już. Nim wiosenne przyjdą dary Mnóstwo młodych par, Na bławatkach tej ofiary Serc zamienią dar. Hanna, Jadwiga i młode panienki między sobą Wiesz co? nim zwabi gości zmrok, Mam myśl... wszak jutro Nowy Rok, W takiego wilię święta, Badają dziewczęta, Jakiego ptaszka spęta Serdeczna ich sieć? do starszych niewiast Już czas! za chwilę padnie zmrok, Niech nasz znużony spocznie wzrok. Pamiętać też należy, Że dziś na wieczerzy, Myśliwych dość młodzieży Będziemy tu mieć! Starsze niewiasty Ciężko, ciężko wam przy igle, Toćże jeszcze kawał dnia, Ale komu w głowie figle, O robotę ani dba! Hanna, Jadwiga i inne dziewczęta siadają na powrót do krosien. Wszystkie Spod igiełek kwiaty rosną, Żwawo mknie za ściegiem ścieg, Żałuj, żałuj hoża wiosno, Że cię tuli śnieg! Zanim niebu się ukorzy Twój kobierzec z róż, My pod stopy Matki Bożej Nasz złożymy już. Nim wiosenne przyjdą dary Mnóstwo młodych par, Na bławatkach tej ofiary Serc zamienią dar. Hanna, Jadwiga i dziewczęta Ej dość! wnet gości zwabi zmrok, Ej dość! wszak jutro Nowy Rok. Już dość! niedługo schyłek dnia, Niech więc odpocznie praca ta. Starsze niewiasty Ciężko, ciężko wam przy igle, Toć że jeszcze kawał dnia, Ale komu w głowie figle, O robotę ani dba! Wszystkie zabierając się znowu do pracy Spod igiełek kwiaty rosną, Żwawo mknie za ściegiem ścieg, Żałuj, żałuj hoża wiosno, Że cię tuli śnieg! Zanim niebu się ukorzy Twój kobierzec z róż, My pod stopy Matki Bożej Nasz złożymy już. Nim wiosenne przyjdą dary Mnóstwo młodych par, Na bławatkach tej ofiary Serc zamienią dar, Jadwiga wesoło wstając od krosien Dosyć tej pracy, nim wszyscy pobieżą, Zastawiać stoły dla ojcowskich gości, Poświęćmy chwilkę jeszcze przed wieczerzą, Na jedną z naszych najważniejszych trosk. Uchylmy wróżbą zasłonę przyszłości, Żwawo dziewczęta, przynieście tu wosk! Podczas śpiewu Jadwigi starsze niewiasty odstawiają krosna i chowają robotę. Dziewczęta wynoszą kołowrotki, po czym przynoszą wosk, tygielek i rozniecają większy ogień w kominie. Starsze niewiasty przypatrują się z uśmiechem tym przygotowaniom, bo niektóre wróżby pomagają młodym. Hanna wychodzi na prawo. Jadwiga Biegnie słuchać w lasy, w knieje, Dziewczę gdyby kwiat, Z której strony wiatr powieje, Z tej przybędzie swat. Z której strony, drzew korony, Skłonią listki swe, Z tej za swatem narzeczony Wkrótce zjawi się!Stoi dziewczę nad strumieniem, Wierzy we wróżby cud, Drobną nóżką z serca drżeniem Mąci kryształ wód. Czyją postać w mętnej fali Ujrzy w chwili tej, Ten z pewnością w rok najdalej Będzie mężem jej! Czemuż we mnie także trwoga Przed wróżbami tkwi, Wiem że przyszłość w ręku Boga, Jednak serce drży! Może grzech, kto prawo rości Czytać z tajnych kart? Lecz niewinnej ciekawości Bóg przebaczy żart. SCENA 2 Kobiety, Hanna i Damazy, Damazy wnosząc za Hanną porcelanową salaterkę pełną wody Gdzie postawić to naczynie? Hanna Tutaj, tutaj przy kominie! Wosk topnieje, spiesz pan, spiesz! Damazy postawiwszy salaterkę, do Jadwigi Czy i pani wróżby chcesz? Hanna wesoło Ja najpierwsza. Damazy Ale na co, Trudzić rączki próżną pracą? Gdy bez wróżby prawda szczera, Że masz we mnie kawalera. Wszak od świtu aż do zmroku, Jam przy tobie, tak jak cień! Hanna z niechęcią Gdybym rzekła słówko jedno, Panicz byłby u mych stóp. Lecz na próżno duszę biedną Stawia w szranki ciężkich prób. Damazy Na co wróżby? słówko jedno, A upadnę do twych stóp. Pociesz wzrokiem duszę biedną, A za tydzień weźmiem ślub! Hanna wesoło, ukazując na kawalera Nim uwieńczę twe nadzieje, Niech pan pilnie okiem szuka. Jeśli z wosku się uleje Pański fraczek i peruka, Wtedy miłość twą ocenię. Z ciężkim losem zgodzę się, Jeśli każe przeznaczenie, Weźmiesz posag mój... i mnie! Damazy spoglądając na salaterkę Jakąż silą, jakąż sztuką Spełnić to, co pragnie serce, Aj peruko! aj peruko! Pokażże się w salaterce. Niechaj obraz mojej twarzy, Niech się cały zmienię w wosk, Niech się w tyglu raz usmaży, Zakończenie moich trosk! Hanna Gdy obrazu pańskiej twarzy Naśladowcą będzie wosk, Tobie szczęście los nadarzy, Ja rozpocznę życie trosk! SCENA 3 Ci sami i Miecznik. Miecznik wchodząc z prawej Ślicznie, jak widzę dziewczęta moje, Pomnąc, że jutro jest Nowy Rok, Pragną się wedrzeć w losów podwoje, Przeniknąć wróżbą przyszłości zmrok. Lecz zwyczaj każe aż o północy. Hanna ściskając ojca Ciekawość wszystko uprzedzić chce! Miecznik spostrzegając Damazego A! Pan Damazy! Damazy Ja do pomocy. Miecznik z uśmiechem Więc i ja także przypatrzę się! Jadwiga miesza wosk w tygielku, Hanna przysuwa salaterkę z wodą. Inne osoby otaczają je ciekawie. Hanna, Jadwiga i chór Już ogień płonie, Ku naszej stronie Padają skry. W piersi koleją, Strachem, nadzieją Serduszko drży. W tyglu się pieni, Zaciekawienie Wstrzymują głos. Dziewczę zobaczy, Co jej przeznaczy Kapryśny los! Hanna wylewa wosk roztopiony na wodę, po czym stawia na stoliku salaterkę. Wszyscy z ciekawością otaczają stolik, Miecznik zbliża się także ze śmiechem. Chór kobiet Patrz, to szyszak, to przyłbica, Tylko piór nad nimi brak, Tutaj tarcza, tu zbroica! Damazy zaglądając Mnie się zdaje, że to frak! Chór kobiet pokazując Tu kopytem koń uderza, Koń przy dębie, bo to dąb! do Hanny z uciechą Pójdzie panna za rycerza! Pójdzie za pięknego, Wnet swatowie ją oblegą, Jak powojów kłąb! Damazy odchodząc od stolika i składając ręce z rozpaczą A peruki ani w ząb! Miecznik biorąc na stronę Damazego Słyszysz wróżby tej wyrazy, “Za rycerza”, to mi zięć! Płacz serdeńko, płacz Damazy, Pójdzie z kwitkiem twoja chęć! Chór kobiet Podczas rozmowy Miecznika z Damazym wstawiły powtórnie do ognia wosk, który tym razem Jadwiga miesza w tygielku. Już ogień płonie, Ku naszej stronie Padają skry. W piersi koleją, Strachem, nadzieją Serduszko drży. W tyglu się pieni, Zaciekawienie Wstrzymują głos. Dziewczę zobaczy, Co jej przeznaczy Kapryśny los! Jadwiga wylewa wosk na wodę, wszyscy przyglądają się ulanym grupkom. Chór kobiet Patrzcie, chatka, tu stodoły, I znów pancerz taki sam. Tu dwie kosy, Tu dwa woły. Damazy zaglądając Czy mnie czasem nie ma tam? Chór Karabela i płużyca, Łatwo wróżbę wysnuć stąd. Do Jadwigi Pójdzie panna za szlachcica! Damazy ze smutkiem A Damazy pójdzie w kąt! Chór Pójdzie panna za szlachcica, Za gospodarnego. Wnet swatowie tu nadbiegną, Jak potoku prąd. Wszyscy jeszcze rozpatrują się w udanych wróżbach. Miecznik Bawić się, jak chcemy możem, Wróżb spełnienie, rzadki traf, Nasze losy w ręku Bożym, W miłosierdziu jego praw! Do Damazego, który się przybliżył w tej chwili do Miecznika. Lecz jeżeliś usnuł w głowie, Że Hanusię złowisz w sieć, Powiem waści w krótkim słowie, Jakich zięciów pragnę mieć! Młode dziewczęta kolejno wylewają wosk przy kominie. Jadwiga, Hanna, Damazy i starsze niewiasty otaczają Miecznika. Miecznik Kto z mych dziewek serce której, W cnych afektów plącze nić, By uwieńczyć swe konkury, Musi dzielnym człekiem być. Piękną duszę i postawę, Niechaj wszyscy dojrzą w nim, Śmiałe oko, serce prawe, Musi splatać w jeden rym. Musi cnót posiadać wiele, Kochać Boga, kochać lud, Tęgo krzesać w karabelę, Grzmieć z gwintówki gdyby z nut! Mieć w miłości kraj ojczysty, Być odważnym jako lew, Dla swej ziemi macierzystej, Na skinienie oddać krew. Niech mu będzie chęć nieznana, Lżyć obyczaj stary swój, Niech kontusza ni żupana, Nie zamienia w obcy strój! Z przycinkiem, patrząc na Damazego Kto nie przyjdzie w sercu taki, Kto za fraczek oddał pas, W domu tym na koperczaki, Nadaremnie straci czas! Przy końcu śpiewu Miecznika dziewczęta kończą wróżby i uprzątając przyrządy oddalają się, jedne w głąb, drugie na prawo, tak że na scenie zostają tylko główne osoby. Hanna i Jadwiga po skończonym śpiewie, okrywają ojca pieszczotami. Miecznik słuchając dzwonków od sań nieco wgłębi Ktoś zajeżdża na podwórze, Łaska Boga, nowy gość! Otwiera drzwi w głębi. AKT II U Miecznika. Duża komnata do połowy drzewem wyłożona. Z lewej komin, na którym spory ogień, wgłębi drzwi główne, z prawej drzwi do dalszych komnat. SCENA l Jadwiga, Hanna, domownice i sąsiadki siedzą u krosien zajęte wyszywaniem kobierca. W głębi kilka wiejskich dziewcząt przędzie na kołowrotkach. Chór Spod igiełek kwiaty rosną, Mknie za ściegiem ścieg, Żałuj, żałuj hoża wiosno, Że cię tuli śnieg! Zanim niebu się ukorzy Twój kobierzec z róż, My pod stopy Matki Bożej Nasz złożymy już. Nim wiosenne przyjdą dary Mnóstwo młodych par, Na bławatkach tej ofiary Serc zamienią dar. Hanna, Jadwiga i młode panienki między sobą Wiesz co? nim zwabi gości zmrok, Mam myśl... wszak jutro Nowy Rok, W takiego wilię święta, Badają dziewczęta, Jakiego ptaszka spęta Serdeczna ich sieć? do starszych niewiast Już czas! za chwilę padnie zmrok, Niech nasz znużony spocznie wzrok. Pamiętać też należy, Że dziś na wieczerzy, Myśliwych dość młodzieży Będziemy tu mieć! Starsze niewiasty Ciężko, ciężko wam przy igle, Toćże jeszcze kawał dnia, Ale komu w głowie figle, O robotę ani dba! Hanna, Jadwiga i inne dziewczęta siadają na powrót do krosien. Wszystkie Spod igiełek kwiaty rosną, Żwawo mknie za ściegiem ścieg, Żałuj, żałuj hoża wiosno, Że cię tuli śnieg! Zanim niebu się ukorzy Twój kobierzec z róż, My pod stopy Matki Bożej Nasz złożymy już. Nim wiosenne przyjdą dary Mnóstwo młodych par, Na bławatkach tej ofiary Serc zamienią dar. Hanna, Jadwiga i dziewczęta Ej dość! wnet gości zwabi zmrok, Ej dość! wszak jutro Nowy Rok. Już dość! niedługo schyłek dnia, Niech więc odpocznie praca ta. Starsze niewiasty Ciężko, ciężko wam przy igle, Toć że jeszcze kawał dnia, Ale komu w głowie figle, O robotę ani dba! Wszystkie zabierając się znowu do pracy Spod igiełek kwiaty rosną, Żwawo mknie za ściegiem ścieg, Żałuj, żałuj hoża wiosno, Że cię tuli śnieg! Zanim niebu się ukorzy Twój kobierzec z róż, My pod stopy Matki Bożej Nasz złożymy już. Nim wiosenne przyjdą dary Mnóstwo młodych par, Na bławatkach tej ofiary Serc zamienią dar, Jadwiga wesoło wstając od krosien Dosyć tej pracy, nim wszyscy pobieżą, Zastawiać stoły dla ojcowskich gości, Poświęćmy chwilkę jeszcze przed wieczerzą, Na jedną z naszych najważniejszych trosk. Uchylmy wróżbą zasłonę przyszłości, Żwawo dziewczęta, przynieście tu wosk! Podczas śpiewu Jadwigi starsze niewiasty odstawiają krosna i chowają robotę. Dziewczęta wynoszą kołowrotki, po czym przynoszą wosk, tygielek i rozniecają większy ogień w kominie. Starsze niewiasty przypatrują się z uśmiechem tym przygotowaniom, bo niektóre wróżby pomagają młodym. Hanna wychodzi na prawo. Jadwiga Biegnie słuchać w lasy, w knieje, Dziewczę gdyby kwiat, Z której strony wiatr powieje, Z tej przybędzie swat. Z której strony, drzew korony, Skłonią listki swe, Z tej za swatem narzeczony Wkrótce zjawi się!Stoi dziewczę nad strumieniem, Wierzy we wróżby cud, Drobną nóżką z serca drżeniem Mąci kryształ wód. Czyją postać w mętnej fali Ujrzy w chwili tej, Ten z pewnością w rok najdalej Będzie mężem jej! Czemuż we mnie także trwoga Przed wróżbami tkwi, Wiem że przyszłość w ręku Boga, Jednak serce drży! Może grzech, kto prawo rości Czytać z tajnych kart? Lecz niewinnej ciekawości Bóg przebaczy żart. SCENA 2 Kobiety, Hanna i Damazy, Damazy wnosząc za Hanną porcelanową salaterkę pełną wody Gdzie postawić to naczynie? Hanna Tutaj, tutaj przy kominie! Wosk topnieje, spiesz pan, spiesz! Damazy postawiwszy salaterkę, do Jadwigi Czy i pani wróżby chcesz? Hanna wesoło Ja najpierwsza. Damazy Ale na co, Trudzić rączki próżną pracą? Gdy bez wróżby prawda szczera, Że masz we mnie kawalera. Wszak od świtu aż do zmroku, Jam przy tobie, tak jak cień! Hanna z niechęcią Gdybym rzekła słówko jedno, Panicz byłby u mych stóp. Lecz na próżno duszę biedną Stawia w szranki ciężkich prób. Damazy Na co wróżby? słówko jedno, A upadnę do twych stóp. Pociesz wzrokiem duszę biedną, A za tydzień weźmiem ślub! Hanna wesoło, ukazując na kawalera Nim uwieńczę twe nadzieje, Niech pan pilnie okiem szuka. Jeśli z wosku się uleje Pański fraczek i peruka, Wtedy miłość twą ocenię. Z ciężkim losem zgodzę się, Jeśli każe przeznaczenie, Weźmiesz posag mój... i mnie! Damazy spoglądając na salaterkę Jakąż silą, jakąż sztuką Spełnić to, co pragnie serce, Aj peruko! aj peruko! Pokażże się w salaterce. Niechaj obraz mojej twarzy, Niech się cały zmienię w wosk, Niech się w tyglu raz usmaży, Zakończenie moich trosk! Hanna Gdy obrazu pańskiej twarzy Naśladowcą będzie wosk, Tobie szczęście los nadarzy, Ja rozpocznę życie trosk! SCENA 3 Ci sami i Miecznik. Miecznik wchodząc z prawej Ślicznie, jak widzę dziewczęta moje, Pomnąc, że jutro jest Nowy Rok, Pragną się wedrzeć w losów podwoje, Przeniknąć wróżbą przyszłości zmrok. Lecz zwyczaj każe aż o północy. Hanna ściskając ojca Ciekawość wszystko uprzedzić chce! Miecznik spostrzegając Damazego A! Pan Damazy! Damazy Ja do pomocy. Miecznik z uśmiechem Więc i ja także przypatrzę się! Jadwiga miesza wosk w tygielku, Hanna przysuwa salaterkę z wodą. Inne osoby otaczają je ciekawie. Hanna, Jadwiga i chór Już ogień płonie, Ku naszej stronie Padają skry. W piersi koleją, Strachem, nadzieją Serduszko drży. W tyglu się pieni, Zaciekawienie Wstrzymują głos. Dziewczę zobaczy, Co jej przeznaczy Kapryśny los! Hanna wylewa wosk roztopiony na wodę, po czym stawia na stoliku salaterkę. Wszyscy z ciekawością otaczają stolik, Miecznik zbliża się także ze śmiechem. Chór kobiet Patrz, to szyszak, to przyłbica, Tylko piór nad nimi brak, Tutaj tarcza, tu zbroica! Damazy zaglądając Mnie się zdaje, że to frak! Chór kobiet pokazując Tu kopytem koń uderza, Koń przy dębie, bo to dąb! do Hanny z uciechą Pójdzie panna za rycerza! Pójdzie za pięknego, Wnet swatowie ją oblegą, Jak powojów kłąb! Damazy odchodząc od stolika i składając ręce z rozpaczą A peruki ani w ząb! Miecznik biorąc na stronę Damazego Słyszysz wróżby tej wyrazy, “Za rycerza”, to mi zięć! Płacz serdeńko, płacz Damazy, Pójdzie z kwitkiem twoja chęć! Chór kobiet Podczas rozmowy Miecznika z Damazym wstawiły powtórnie do ognia wosk, który tym razem Jadwiga miesza w tygielku. Już ogień płonie, Ku naszej stronie Padają skry. W piersi koleją, Strachem, nadzieją Serduszko drży. W tyglu się pieni, Zaciekawienie Wstrzymują głos. Dziewczę zobaczy, Co jej przeznaczy Kapryśny los! Jadwiga wylewa wosk na wodę, wszyscy przyglądają się ulanym grupkom. Chór kobiet Patrzcie, chatka, tu stodoły, I znów pancerz taki sam. Tu dwie kosy, Tu dwa woły. Damazy zaglądając Czy mnie czasem nie ma tam? Chór Karabela i płużyca, Łatwo wróżbę wysnuć stąd. Do Jadwigi Pójdzie panna za szlachcica! Damazy ze smutkiem A Damazy pójdzie w kąt! Chór Pójdzie panna za szlachcica, Za gospodarnego. Wnet swatowie tu nadbiegną, Jak potoku prąd. Wszyscy jeszcze rozpatrują się w udanych wróżbach. Miecznik Bawić się, jak chcemy możem, Wróżb spełnienie, rzadki traf, Nasze losy w ręku Bożym, W miłosierdziu jego praw! Do Damazego, który się przybliżył w tej chwili do Miecznika. Lecz jeżeliś usnuł w głowie, Że Hanusię złowisz w sieć, Powiem waści w krótkim słowie, Jakich zięciów pragnę mieć! Młode dziewczęta kolejno wylewają wosk przy kominie. Jadwiga, Hanna, Damazy i starsze niewiasty otaczają Miecznika. Miecznik Kto z mych dziewek serce której, W cnych afektów plącze nić, By uwieńczyć swe konkury, Musi dzielnym człekiem być. Piękną duszę i postawę, Niechaj wszyscy dojrzą w nim, Śmiałe oko, serce prawe, Musi splatać w jeden rym. Musi cnót posiadać wiele, Kochać Boga, kochać lud, Tęgo krzesać w karabelę, Grzmieć z gwintówki gdyby z nut! Mieć w miłości kraj ojczysty, Być odważnym jako lew, Dla swej ziemi macierzystej, Na skinienie oddać krew. Niech mu będzie chęć nieznana, Lżyć obyczaj stary swój, Niech kontusza ni żupana, Nie zamienia w obcy strój! Z przycinkiem, patrząc na Damazego Kto nie przyjdzie w sercu taki, Kto za fraczek oddał pas, W domu tym na koperczaki, Nadaremnie straci czas! Przy końcu śpiewu Miecznika dziewczęta kończą wróżby i uprzątając przyrządy oddalają się, jedne w głąb, drugie na prawo, tak że na scenie zostają tylko główne osoby. Hanna i Jadwiga po skończonym śpiewie, okrywają ojca pieszczotami. Miecznik słuchając dzwonków od sań nieco wgłębi Ktoś zajeżdża na podwórze, Łaska Boga, nowy gość! Otwiera drzwi w głębi. Moniuszko,Stanisław/Straszny dwór/II-2